Kto nam pożyczył grube miliardy na pomoc w kryzysie

By sfinansować programy osłonowe, rząd nie musiał zaciągać długu w niepewnych źródłach. Wszystko udało się pozyskać z rynku krajowego. Ale to też ma swoją cenę.

Publikacja: 27.12.2020 21:00

Kto nam pożyczył grube miliardy na pomoc w kryzysie

Foto: Adobe Stock

Jeszcze nigdy polski rząd nie musiał pożyczać tak dużo w tak krótkim czasie. W sumie emisja nowego długu netto sięgnęła w tym roku 260 mld zł, co było konieczne, by móc realizować program walki z pandemią i wsparcia gospodarki.

Najwięksi nabywcy

Pytanie, kto właściwie pożyczył nam tak gigantyczne kwoty, i to w podbramkowej sytuacji, gdy pieniędzy nagle potrzebował cały świat? Okazuje się, że większości były to podmioty z rynku krajowego, w tym najwięcej banki komercyjne i bank centralny. Za to zagraniczni inwestorzy raczej stronili od zakupów w Polsce, wprost wycofywali się z naszego rynku.

Dobrze to widać w strukturze kupujących polskie papiery. W sumie zadłużenie Skarbu Państwa wzrosło w ciągu tego roku o 130 mld zł (choć emisje nowego długu były mniejsze, na ok. 96 mld zł). Z tej kwoty Narodowy Bank Polski przejął prawie 53 mld zł. Zaangażowanie krajowych banków komercyjnych wzrosło o 82 mld zł, a innych podmiotów krajowych – o 7 mld zł.

Za to zadłużenie wobec nierezydentów (inwestorów zagranicznych) spadło o 13 mld zł (w tym w przypadku obligacji złotowych spadło o 26 mld zł, a obligacji w walutach obcych i kredytów zagranicznych – wzrosło o 13 mld zł).

Kapitał odpływający

Trudniej jest prześledzić losy obligacji wyemitowanych przez PFR (64 mld zł) oraz BGK (ok. 100 mld zł), które finansują wszystkie tarcze osłonowe. Wiadomo, że bank centralny skupił je z rynku wtórnego za ok. 52 mld zł. Dla pozostałego strumienia nie ma dokładnych danych, jednak zdaniem ekonomistów w zdecydowanej większości znalazł się on, podobnie jak przy papierach Skarbu Państwa, w bilansach krajowych banków i innych krajowych instytucji.

– Można ocenić, że w głównym stopniu walka z pandemią jest więc finansowana ze środków krajowych – zauważa Adam Antoniak, ekonomista Pekao SA. – Zagraniczni inwestorzy zwykle w kryzysowych sytuacjach szukają bezpiecznej przystani, tzw. safe haven, i kapitał odpływa z rynków emerging market – mówi Jarosław Janecki z SGH. – Tak też było obecnie, to nie jest jakiś problem braku wiarygodności Polski, tylko trend globalny – wyjaśnia. Ciekawe, że jeszcze kilka, kilkanaście lat temu taki odpływ kapitału zagranicznego spowodowałby poważne reperkusje. Rząd, by zachęcić do kupowania swoich papierów, musiałby zaproponować wyższe oprocentowanie, a złoty znacząco by się osłabił. Tym razem jednak udało się uniknąć takich zawirowań, jednocześnie plasując rekordowe emisje na rynku. Jak to było możliwe?

NBP wkracza do gry

Złożyło się na to kilka elementów, ale dwa były kluczowe. – W normalnych warunkach banki komercyjne są w stanie wchłonąć 40–60 mld zł, w zależności od sytuacji gospodarczej i przyrostu masy depozytowej, tym razem ich zaangażowanie w nowe emisje było dwa–trzy razy większe – zaznacza Karol Pogorzelski, ekonomista ING Banku Śląskiego. – Było to możliwe, bo banki nie miały innej możliwości zagospodarowania swojej nadpłynności – dodaje. Ta nadpłynność to m.in. efekt kryzysu pandemicznego, gdy wiosną praktycznie zatrzymała się akcja kredytowa, bo ani przedsiębiorstwa, ani gospodarstwa w obliczu niepewności nie chciały zwiększać swojego zadłużenia. NBP zaś, dbając o stabilność banków, zasilał je w dodatkową płynność.

– Prawdziwym jednak game changerem był nasz bank centralny – podkreśla Janecki. Ogłoszony program skupu rządowych papierów wartościowych z rynku wtórnego (program QE) dał sygnał innym podmiotom do bezpiecznych zakupów, bo wiadomo było, że w razie czego NBP odkupi nadwyżkę. A także chronił poziom cen i rentowności obligacji przed nagłą, niekorzystaną dla Skarbu Państwa zmianą. W sumie NBP przejął obligacje o wartości 105 mld zł.

Mniej zależni

– Warto pamiętać, że oprócz dużego zaangażowania banków komercyjnych i banku centralnego znaczący był także wzrost zaangażowania gospodarstw domowych do prawie 40 mld zł z 27 mld zł rok wcześniej – zaznacza Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. – W sumie fakt, że zdecydowaną większość niezbędnych programów pomocowych udało się sfinansować na rynku krajowym, wskazuje, że jesteśmy mniej zależni od finansowania zagranicznego, co jest pozytywne dla stabilności makroekonomicznej gospodarki – zaznacza Bujak.

Bujak przyznaje, że jednocześnie obecna sytuacje niesie też pewne wyzwanie. Duże zaangażowanie banków komercyjnych w rynek długu powoduje, że są one bardziej eksponowane na ryzyko strat w razie wzrostu obaw inwestorów o wypłacalność rządu w długim okresie. W 2020 r. doszło do dużego wzrostu podaży pieniądza, co w pewnym zakresie przyczyniło się do podwyższonej inflacji, zaś bank centralny ze swoim programem QE, wszedł w zasadzie na nieznane wody.

– Według mnie pozytywne skutki przeważają jednak na słabościami obecnej struktury finansowania długu – mówi Bujak. Także zdaniem Karola Pogorzelskiego, jeśli państwo nie będzie ponownie zmuszone do tak ogromnych emisji, sytuacja powinna wrócić do normy w miarę bezboleśnie.

Jeszcze nigdy polski rząd nie musiał pożyczać tak dużo w tak krótkim czasie. W sumie emisja nowego długu netto sięgnęła w tym roku 260 mld zł, co było konieczne, by móc realizować program walki z pandemią i wsparcia gospodarki.

Najwięksi nabywcy

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Niepokojący bezruch w inwestycjach nad Wisłą
Gospodarka
Poprawa w konsumpcji powinna nadejść, ale wyzwań nie brakuje
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody