O schodzących z placu budowy firmach krążą legendy. Robotę rzucają czasem podwykonawcy, którzy nie mogą się doczekać zapłaty od generalnego wykonawcy osiedla. Ale bywa i tak, że firmy wydmuszki domagają się pieniędzy od inwestora za nic. Wszystko mają zmienić przepisy, które weszły w życie 1 czerwca. Teraz inwestor wraz z wykonawcą będzie odpowiedzialny za zapłatę wynagrodzenia podwykonawcy tylko wtedy, gdy firmy (wykonawca i podwykonawca) zgłoszą mu planowane roboty i dostaną na nie zielone światło.
Na własne ryzyko
Marek Szmolke, prezes P.B. Start, zwraca uwagę, że do tej pory wykonawca mógł zawrzeć umowę z podwykonawcą na absurdalną kwotę. – Poprzez taką zmowę można było inwestora okraść – mówi. Teraz podwykonawca nie będzie mógł żądać od inwestora więcej, niż figuruje w kontrakcie z wykonawcą za konkretny zakres robót. – Inwestor będzie zwolniony od odpowiedzialności ponad tę kwotę – podkreśla Szmolke.
A Adrian Potoczek, dyrektor ds. sprzedaży w Wawel Service, dodaje, że podwykonawca nie będzie się mógł ubiegać o zapłatę za dodatkowe roboty, o których nie ma mowy w kontrakcie z inwestorem. Może je wykonać, ale na własne ryzyko. – Nasza firma ma realny wpływ na wybór podwykonawców. Generalny wykonawca przedstawia nam listę firm, które mają być zaangażowane do budowy osiedla – opowiada dyrektor. – Każda spółka musi być przez nas zaakceptowana.
Generalnych wykonawców Wawel Service wybiera w konkursie ofert. – Firmy dostają od nas tzw. standardy budowlane określające wymaganą jakość robót – wyjaśnia Adrian Potoczek. – Analizując oferty, bierzemy pod uwagę stosunek ceny do jakości. Rzadko wybieramy najtańsze propozycje – zastrzega.