Nazwijmy ją Małgorzata, bo prawdziwego imienia boi się podać. To młoda Polka odpowiedzialna za rekrutację zagranicznych studentów dla jednego z najbardziej znanych brytyjskich uniwersytetów.
– Rodzice mieszkają w Anglii od 20 lat, są naukowcami, pracują jako wykładowcy. Złożyli podanie o brytyjskie obywatelstwo, ale zostało odrzucone. Nie wiem, co dalej. Nie znam innej ojczyzny niż Wielka Brytania – tłumaczy „Rz".
W czasie wizyty w Warszawie w ub. tygodniu premier Theresa May zapewniła, że „chce, aby Polacy pozostali na Wyspach".
– Dlatego tak intensywnie pracowaliśmy nad osiągnięciem porozumienia z Unią, dzięki któremu możemy zagwarantować prawa obywateli UE mieszkających w Wielkiej Brytanii – oświadczyła. Jednak, jak sama przyznała, te gwarancje zostaną wpisane do brytyjskiego prawa i będą egzekwowane przez brytyjskie sądy. A to oznacza, że po brexicie w każdej chwili mogą zostać odwołane.
Właśnie dlatego po referendum 23 czerwca 2016 r. Polacy, podobnie jak inni obywatele Unii, masowo wystąpili niezależnie od ustaleń z Brukselą o gwarancje utrzymania dotychczasowego statusu: najpierw prawo pobytu, a potem obywatelstwo. To okazało się jednak prawdziwą drogą przez mękę. Choć Polacy stanowią dziś największą grupę obcokrajowców na Wyspach (milion osób), metę (czyli brytyjski paszport) udało się osiągnąć w ub.r. tylko 4437 z nich, znacznie mniej niż obywatelom Indii, Pakistanu, Nigerii, RPA i Bangladeszu.