Brytyjczycy żałują brexitu

Zwolennicy twardego rozwodu z Unią są w rządzie Theresy May pierwszy raz w defensywie. Biznes zaciera ręce.

Aktualizacja: 19.12.2017 17:31 Publikacja: 18.12.2017 18:08

Minister finansów Philip Hammond poczuł się na tyle silny, aby oświadczyć, że po brexicie zasadniczo

Minister finansów Philip Hammond poczuł się na tyle silny, aby oświadczyć, że po brexicie zasadniczo między Unią i Wielką Brytanią pozostanie status quo

Foto: AFP

Czerwone autobusy z wymalowanymi wielkimi napisami „350 mln funtów tygodniowo" jeździły po Wielkiej Brytanii przed referendum 23 czerwca 2016 r. Chodziło o kwotę, jaką każdego tygodnia miał być zasilany system ubezpieczeń zdrowotnych (NHS) dzięki likwidacji składki do budżetu Unii.

Jednak opublikowana właśnie analiza zespołu pod kierunkiem profesora King's College Jonathana Portesa co prawda także podaje kwotę 350 mln funtów tygodniowo, tylko że na minusie. Okazuje się bowiem, że wbrew obietnicom zwolenników rozwodu ze Wspólnotą kraj nie tylko nie przeżywa boomu, ale mimo doskonałej koniunktury w całym zachodnim świecie jego tempo wzrostu spadło o ok. 1 pkt proc. do ledwie 1,5 proc. (wobec ok. 4 proc. w przypadku Polski).

– Coraz więcej ludzi czuje się oszukanych, nastroje zdecydowanie się zmieniają na korzyść utrzymania bliskich więzi z Unią – mówi „Rz" Ian Bond, dyrektor Center for European Reform (CER) w Londynie.

Opublikowany przez „Independent" sondaż to potwierdza. Wynika z niego, że już tylko 41 proc. Brytyjczyków poparłoby dziś brexit, podczas gdy 51 proc. byłoby mu przeciwne. Reszta nie ma zdania.

Zwolennicy utrzymania bliskich więzi z Unią chcą to wykorzystać. Jak ujawnił „Guardian", grupa 11 posłów Partii Konserwatywnej wystąpiła do szefa gabinetu premier Theresy May, Gavina Barwella, aby zaczął budować koalicję umiarkowanych torysów i laburzystów na rzecz brexitu w wersji soft. Ci sami posłowie w ub. tygodniu już zadali bolesny cios frakcji domagającej się radykalnego rozwodu z Unią, doprowadzając do przyjęcia uchwały, która daje parlamentowi prawo do zatwierdzenia lub odrzucenia ostatecznego porozumienia z Brukselą.

Nową inicjatywę już zresztą przechwyciło kilku umiarkowanych posłów Partii Pracy, w tym Chuka Umunna, Chris Leslie i Heidi Alexander, którzy przy okazji chcieliby się wyzwolić spod przywództwa w partii Jeremy'ego Corbyna, także zwolennika radykalnego rozwodu z Unią.

W poniedziałek w ramach gabinetu May rozpoczęły się pierwsze rozmowy na temat przyszłych relacji z Unią. Jednak przywódca frakcji dążącej do utrzymania bliskiej więzi z Brukselą, minister finansów Philip Hammond, nie czekając na wynik rozgrywki parlamentarnej, odkrył karty.

– Technicznie czy prawnie po brexicie nie pozostaniemy w unii celnej ani w jednolitym rynku. Jednak dotychczasowe ustalenia z Brukselą faktycznie oznaczają, że zostanie utrzymany status quo – oświadczył w „Financial Timesie".

Chodzi o porozumienie zawarte w zeszłym tygodniu na szczycie Unii, zgodnie z którym w przyszłości nie będzie kontroli na granicy między Republiką Irlandii a Irlandią Północną, bo brytyjskie ustawodawstwo pozostanie „dostosowane" do unijnego.

Na razie sama May nie idzie jeszcze tak daleko, jak Hammond. Jednak w poniedziałek w Izbie Gmin przyznała, że w okresie przejściowym po wyjściu kraju z Unii 29 marca 2019 r. „Wielka Brytania i Unia utrzymają taki sam dostęp do swoich rynków, jak obecnie".

– To oznacza, że przynajmniej przez kolejne dwa lata Zjednoczone Królestwo pozostanie w jednolitym rynku i będzie respektować obowiązujące tu cztery swobody, w tym swobodę przemieszczania się osób. May chce jedynie, aby w tym okresie brytyjski rząd mógł rejestrować imigrantów, a także, aby mógł rozpocząć negocjacje o umowach handlowych z krajami trzecimi – mówi Ian Bond.

Boris Johnson, szef brytyjskiej dyplomacji i, obok Michaela Gove'a, główny przywódca zwolenników twardego brexitu, ostrzega, że taki układ oznaczałby sprowadzenie Wielkiej Brytanii do roli „państwa wasalnego". Oto bowiem Londyn nadal stosowałby prawo europejskie, ale już bez wpływu na jego kształt.

Jednak nawet w obozie zwolenników radykalnego rozwodu z Unią widać coraz wyraźniejsze podziały. David Davis, minister ds. brexitu, zapowiedział, że celem rządu jest osiągnięcie porozumienia „CETA plus, plus, plus". Chodzi o umowę o wolnym handlu między UE i Kanadą, dzięki której zniesiono 98 proc. ceł między oboma rynkami. Davis uważa jednak, że porozumienie powinno nie tylko objąć towary, ale także usługi, w tym przede wszystkim finansowe, na których opiera się brytyjska gospodarka.

Zmiana nastawienia Londynu do Wspólnoty to jednak w ogromnym stopniu wynik twardej postawy negocjacyjnej Brukseli. Dzięki niej May zgodziła się nie tylko na warunki Unii w sprawie granicy z Irlandią, ale także rachunku za brexit i gwarancji dla obywateli UE żyjących na Wyspach. Dlatego unijna centrala nie zamierza teraz zmieniać strategii.

– Muszą zdać sobie sprawę, że nie pozwolimy im na żadne wyjmowanie wisienek z tortu, łączenie różnych scenariuszy, aby opracować model, który im odpowiada – oświadczył unijny negocjator brexitu Michel Barnier.

Analitycy CitiBanku potwierdzają: rząd May stanie przed trudnym dylematem radykalnego ograniczenia współpracy z Unią albo pozostania we wspólnym rynku, ale za cenę uznania unijnych norm towarowych, kompetencji Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości oraz zachowania składki do unijnego budżetu. Negocjacje w tej sprawie mają się przy tym zacząć już po brexicie, a więc za nieco ponad rok.

– Wiele wskazuje na to, że zmierzamy w kierunku tej drugiej opcji, choć na razie May nie może o tym powiedzieć otwarcie, bo trudno byłoby jej w tej chwili wytłumaczyć, po co było robić ten cały brexit – mówi Ian Bond. ©?

Czerwone autobusy z wymalowanymi wielkimi napisami „350 mln funtów tygodniowo" jeździły po Wielkiej Brytanii przed referendum 23 czerwca 2016 r. Chodziło o kwotę, jaką każdego tygodnia miał być zasilany system ubezpieczeń zdrowotnych (NHS) dzięki likwidacji składki do budżetu Unii.

Jednak opublikowana właśnie analiza zespołu pod kierunkiem profesora King's College Jonathana Portesa co prawda także podaje kwotę 350 mln funtów tygodniowo, tylko że na minusie. Okazuje się bowiem, że wbrew obietnicom zwolenników rozwodu ze Wspólnotą kraj nie tylko nie przeżywa boomu, ale mimo doskonałej koniunktury w całym zachodnim świecie jego tempo wzrostu spadło o ok. 1 pkt proc. do ledwie 1,5 proc. (wobec ok. 4 proc. w przypadku Polski).

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 786
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 785
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 784
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 783
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 782