Nawet 72 tys. mieszkań może zniknąć z oferty deweloperów w całym 2017 roku. Sprzedaż rośnie z kwartału na kwartał, z roku na rok. Rynek połyka wszystko, co firmy wyprodukują. Więc produkują na potęgę. Skupują działki i gromadzą pozwolenia na budowę. Stopniowo podnoszą ceny nieruchomości, co klienci akceptują.

Świetnie sprzedają się także lokale na rynku wtórnym. Znajomy ogłoszenie ze zdjęciami 32-metrowej kawalerki na warszawskim Ursynowie dał na portalu w piątek wieczorem. – Pierwszy klient zadzwonił w sobotę przed 10. Godzinę później byliśmy dogadani, a w południe dostałem zaliczkę – opowiada. – Notariusz zatwierdził transakcję po dziesięciu dniach. Choć w internecie oferta wisiała tylko kilkanaście godzin, to i tak odezwały się do mnie trzy biura nieruchomości z ofertą współpracy i jeden spóźniony indywidualny nabywca – mówi.

Jeszcze intensywniej zapowiadają się na rynku mieszkaniowym ostatnie miesiące roku. Klienci już szykują się do bitwy o dopłaty z ostatniej puli „Mieszkania dla młodych". Potem, kiedy rządowy program wsparcia przestanie istnieć, może być już tylko gorzej – wieszczą jedni. – Pozbawiony dopalacza rynek spowolni – tłumaczą. Inni twierdzą, że koniec „MdM" niewiele zmieni, bo mieszkania kupują dziś głównie inwestorzy gotówkowi. Poza tym oferta emdeemowskich mieszkań wcale nie była specjalnie imponująca.

Popyt na nieruchomości zacznie spadać, kiedy w górę pójdą stopy procentowe, co oznacza, że rosnąć będą raty kredytowe. A to zdaniem części ekspertów może się stać dopiero za kilkanaście miesięcy. Rok 2018 nie musi być więc dużo gorszy niż ten.

Co potem? Niewykluczone, że deweloperzy przestawią się na budowę mieszkań na wynajem. Chętnych na zostanie lokatorem, a nie właścicielem, jest coraz więcej.