Główni kandydaci na prezydenta Warszawy licytują się na nowe dzielnice, linie metra i mosty. Tymczasem na jej obrzeżach – w Wawrze – proza życia. Ktoś kusi: „Masz dość przerw w dostawie prądu, oddaj głos na mnie". W Krakowie jeden z kandydatów obiecuje oczyszczacze powietrza w każdej szkole, żłobku czy przedszkolu, plus maseczki dla każdego dziecka. Przykładów jest wiele, kończąca się kampania to nieustający festiwal obietnic, a kuriozalne przeplatają się z sensownymi – niestety, często trudnymi do sfinansowania na miejscu.

Wymiar lokalny kampanii przenika się z ogólnopolskim, w którym w mocny ton uderza partia rządząca. To ona trzyma dziś kasę państwa, więc może za poparcie wiele obiecać. Manna z nieba jest zawsze atrakcyjna. Premier więc dwoi się i troi. Odwiedza a to wiejską remizę OSP, a to lokalne koło gospodyń, którym właśnie rząd sypnął groszem. Rząd kosztem setek milionów złotych odbija z wrażych rąk kolejkę na Kasprowy, kupując głosy, które i tak by dostał na wiernym PiS Podhalu.

Minister infrastruktury co chwila oddaje do użytku odcinki dróg, często zaczęte jeszcze za poprzedników. I solennie obiecuje kolejnym miastom budowę obwodnic, co akurat jest dobrym pomysłem, bo sprawność transportu jest kluczowa dla lokalnej gospodarki. Pod wybory odpalił też program obietnic doprowadzenia kolei do miast, które ją utraciły. Mam nadzieję, że to skalkulował, bo wiele z tych tras powstało wiek temu głównie po to, by wojska zaborców sprawnie dojechały na front. Dziś kolej to ultraszybkie połączenia między metropoliami i sprawny dowóz pracowników z okolicznych miast i miasteczek. Niestety, obietnicy, że pociągi InterCity przestaną się spóźniać, nie usłyszałem.

Jednak ta kampania jest tylko rozgrzewką przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. I tak ją relacjonuje „Financial Times" czy agencja Bloomberg. Brakuje mi w niej dyskusji o finansowaniu samorządów lokalnych i ich udziale we wpływach podatkowych. Kolejne rządy zwalają im przecież na głowę nowe obowiązki, nie dając na nie pieniędzy.

Jeśli wierzyć Google Trends, kampania rozmija się też z głównymi „politycznymi" tematami, jakich w internecie szukają Polacy. To przede wszystkim szkoła, która przeżywa trzęsienie ziemi w związku z przeforsowaną bezsensowną „reformą", dramatycznie obciążającą budżety lokalne. Jakoś dzisiaj się nią nikt nie chwali – złotousta minister edukacji jakby się zapadła pod ziemię. A mogłaby przecież znów coś obiecać. Choćby wieżowce jak w Dubaju, dostęp do Bałtyku i widok na Tatry, które autoironicznie zaproponował pewien kandydat z Krzyża Wielkopolskiego. Tak samo bez sensu, ale przynajmniej śmiesznie.