Na razie nie wiadomo. Jedno jest pewne - amerykańska aplikacja, która jest największym wrogiem taksówkarzy na całym świecie, będzie w Polsce uregulowana. Ale, czy zostanie zakazana, jak to miało miejsce na kilku rynkach w Europie, czy też jedynie usankcjonowany zostanie dotychczasowy stan, przeciwko któremu kilka tygodni temu protestowali taksówkarze w całej Polsce - tego dziś nie wiadomo. Prace nad nowelą wciąż trwają, a minister infrastruktury miota się, z jednej strony naciskany przez branże taxi, a z drugiej - kolegów z rządu.

Nie jest też tajemnicą, że obozie rządzącym jest wyraźny spór o to, jaki scenariusz obrać wobec Ubera. Zwolennikami innowacyjnej aplikacji, łączącej zwykłych kierowców z pasażerami, są resorty rozwoju i cyfryzacji, które promują innowacyjność w naszym kraju. Sprzyjają mu również ministrowie, którzy zdają sobie sprawę, że zakaz dla amerykańskiej firmy wystawiłby Polskę na potencjalny konflikt z USA.

O braku pomysłu na rozwiązanie sprawy Ubera może świadczyć fakt, że choć rok temu pozytywnie o usługach świadczonych przez amerykańską firmę wypowiedział się Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (stwierdził, że Uber pozytywnie wpływa na konkurencyjność i jakość usług przewozowych), to dziś obecny prezes urzędu antymonopolowego nie jest już tak jednoznacznie zgodny z opinią podległej mu instytucji. Pod naciskiem branży przewozowej do ograniczeniem usług kontrowersyjnej aplikacji skłania się resort infrastruktury. Szefujący mu Andrzej Adamczyk, pytany dziś w trakcie wywiadu w Radiu Zet o to, jak rozwiązana zostanie kwestia Ubera, który - choć świadczy analogiczne usługi jak taksówkarze - nie musi płacić wyższej składki ubezpieczenia, posiadać specjalnych oznakowań, taksometrów i licencji, odpowiedział, że nowe przepisy wprowadzą równość podmiotów. - Pośrednicy muszą posiadać licencje - zaznaczył.

Eksperci przekonują, że wprowadzenie takiej regulacji oznaczałoby w praktyce śmierć Ubera w Polsce. Cały koncept biznesowy tej aplikacji opiera się bowiem na tym, że usługę może wykonać każdy kierowca i to w każdym odpowiadającym mu momencie. To właśnie istota tzw. sharing economy, czyli wspieranej przez choćby Ministerstwo Rozwoju (MR) idei ekonomii współdzielenia.

Czy fakt, że media obiegają dziś sprzeczne informacje (z jednej strony minister Adamczyk informuje, że w projekcie ustawy, który przedłożył na Komitecie Ekonomicznym Rady Ministrów, są zapisy, które wprowadzają te same warunki funkcjonowania dla pośredników zlecających usługi transportowe, oraz dla tych, którzy przewożą pasażerów, a z drugiej wiceminister rozwoju Jadwiga Emilewicz zapewnia, że „nie będzie delegalizacji Ubera w naszym kraju, a szykowane przepisy pozwolą mu bez problemu działać") to sygnał o narastającym sporze w łonie rządu, braku koncepcji na rozwiązanie problemu Ubera, czy też może celowej grze na zwłokę? I co wyjdzie z tego swoistego pata?