Przyjmowanie gości jest naszą misją. 13 marca znaleźliśmy się w nowej rzeczywistości, musieliśmy zamknąć to, co budowaliśmy wiele lat. W tym roku obchodzimy jubileusz 30-lecia naszej działalności. Wierzymy, że epidemia przeminie i wszystko wróci do dawnego porządku. Patrząc na to jak wspaniale było, warto jest walczyć, żeby to wróciło.
Gdy restauracje się otworzą ceny pójdą w górę, żeby odzyskać straty, które ponosicie?
Już prze rozpoczęciem epidemii, w przeciągu zeszłego roku, wiele produktów zdrożało, niektóre o 100 proc. Przewidywane susze i klęski żywiołowe mogą prowadzić do dalszych nieograniczonych wzrostów. To prawdopodobnie będzie musiało się odbić na cenach. Staramy się je jak najskromniej kalkulować, żeby móc przyjąć jak największą ilość gości. Nasze restauracje nie należą do najmniejszych. Przy okrojonym działaniu, jedynie na ogródku, może być różnie. Sam nie przewiduję podwyżek, a nawet myślę o działaniu promocyjnym, żeby zachęcić gości do powrotu.
Kto najbardziej ucierpiał na epidemii?
Jeżeli musieliśmy zamknąć wszystkie restauracje, to jesteśmy w 100 proc. pogrzebani, nie ma mniej czy więcej. Trendy światowe, które dotarły do Polski w ostatnich latach, pokazywały jak ważne jest przygotowywanie potraw na wynos. My pracowaliśmy nad nową restauracją, gdzie planowaliśmy zbudowanie dwóch kuchni, aby jedna mogła obsługiwać posiłki na wynos i z dowozem. Pandemia spowodowała, że ta nisza teraz staje się poważną gałęzią naszego przemysłu.
Część restauracji przestawiła się na dania na wynos. Pan również w to wszedł?