31-letni Raman Bandarenko zmarł w czwartek w szpitalu. Zdaniem przedstawicieli białoruskiej opozycji, mężczyzna, uczestnik antyrządowych protestów, został pobity przez funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa.
Według świadków, w środę wieczorem na Placu Przemian w Mińsku grupa mężczyzn zdejmowała będące symbolem sprzeciwu wobec Aleksandra Łukaszenki biało-czerwono-białe flagi. Gdy Bandarenko coś do nich powiedział, został pobity a następnie przeniesiony do mikrobusa i przewieziony na komisariat. Niecałe dwie godziny później karetka zabrała go do szpitala. Lekarzom nie udało się go uratować.
W mediach społecznościowych opublikowano nagranie, ukazujące moment zatrzymania 31-latka przez funkcjonariuszy w cywilnych ubraniach.
Moment zatrzymania Romana Bandarenki przez tajniaków. Była 22.15. Dwie godziny później już nieprzytomny z komisariatu 31-latek trafi do Szpitala Pogotowia Ratunkowego, gdzie zmarł. Został śmiertelnie pobity albo w samochodzie albo na komisariacie pic.twitter.com/VMtXLFGFFj
— Andrzej Poczobut (@poczobut) November 13, 2020
Białoruskie władze odrzucają oskarżenia twierdząc, że Bandarenko odniósł obrażenia podczas bijatyki z cywilami. Według Komitetu Śledczego, Bandarenko miał być pod wpływem alkoholu, jednak według lekarzy pogotowia ratunkowego, miał we krwi 0 promili alkoholu.
W reakcji na śmierć Bandarenki na ulice białoruskich miast wyszły tysiące osób. Na podwórku, na którym męzczyzna został pobity i zatrzymany, tłum ludzi skandował "nie zapomnimy, nie wybaczymy!".
Jak informują niezależne białoruskie media, część uczestników akcji solidarności w Mińsku i Brześciu została zatrzymana.
Doprowadzenie Ramana Bandarenki do śmierci potępiła Unia Europejska.
Na Białorusi po wyborach prezydenckich z 9 sierpnia trwają protesty opozycji, zarzucających obozowi Łukaszenki sfałszowanie wyników. Według opozycji, w rzeczywistości wybory wygrała żona aresztowanego wcześniej blogera Swiatłana Cichanouska.