Ballhaus, który urodził się w Berlinie w 1935 roku w rodzinie aktorskiej, jest jednym z najbardziej szanowanych operatorów świata. Wychował się w Bawarii, w Coburgu i Wetzhausen. W 1955 roku ich przyjaciel Max Ophuls pozwolił mu przyjść na plan swojego filmu „Lola Montez", gdzie chłopak zachwycił się pracą francuskiego operatora Christiana Matthasa. I tak się zaczęło.
— Max Olphus był jednym z najlepszych niemieckich reżyserów filmowych tamtego czasu — mówił na konferencji prasowej w Berlinie Ballhaus. — Pojechałem do niego do Monachium. I to, co zobaczyłem, absolutnie mnie zafascynowało. Przysłuchiwałem się rozmowom Ophulsa i operatora Matrasa. I pomyślałem: „To jest to!"
Dziś Ballhaus jest autorem zdjęć do ponad stu filmów. W swoim kraju wywarł ogromny wpływ na obraz Nowego Kina Niemieckiego. Współpracował z Volkerem Schoendorffem, zrobił też 16 filmów z Rainerem Wernerem Fassbinderem.
— To nie była łatwa współpraca — opowiadał Ballhaus w Berlinie. — Kiedy zaczęliśmy razem pracować, czułem, że mnie sprawdza: wymyśla rozmaite trudne sytuacje i czeka, żebym powiedział: „Tego się nie da zrobić". Ale ja wszystko robiłem. A potem już rozumieliśmy się coraz lepiej. Rainer nie poświęcał kolejnym scenom zbyt wiele czasu, nauczyłem się przy nim bardzo szybko pracować. Ta umiejętność przydała mi się potem w Stanach. A poza tym on miał taki temperament, że potem mogłem już spokojnie ułożyć sobie relacje z każdym reżyserem.
W 1982 roku Michael Ballhaus wyjechał do Stanów, gdzie pracował przy niemiecko-amerykańskiej koprodukcji. A tam los zetknął z Francisem Fordem Coppolą, Robertem Redfordem, Wolfgangiem Petersenem, Mike'iem Nicholsem, a przede wszystkim z Martinem Scorsese, z którym przez długi czas tworzyli nierozłączną parę twórczą. Razem nakręcili m.in. „Kolor pieniędzy", „Ostatnie kuszenie Chrystusa", „Gangi Nowego Jorku" , „Infiltrację". O „Chłopcach z ferajny" opowiadał: