Plan PO to logiczna konsekwencja kampanii prezydenckiej, a zwłaszcza II tury wyborów. Cel “na kiedyś” to polepszenie szans zwycięstwa nad PiS. Cel “na teraz” to umocnienie duopolu i zepchnięcia do defensywy innych partii czy projektów opozycyjnych.
Największe ryzyko, które stało przed PO w tym roku, to nie porażka w wyborach prezydenckich, ale utrata “pakietu kontrolnego” na opozycji. W najlepszym razie udałoby się zdobyć zarówno Pałac Prezydencki (czy to Kidawie-Błońskiej, czy Trzaskowskiemu), co ugruntowałoby pozycję PO jako hegemona na opozycji. W najgorszym - sukces kogoś takiego jak Szymon Hołownia mógłby ten pakiet Platformie odebrać.
Czytaj także: Polacy wybrali. Prezydenta i lidera opozycji
Pałacu Prezydenckiego Trzaskowskiemu zdobyć się nie udało, ale stratedzy PO dostrzegli szansę, by ta porażka nie poszła na marne. Stąd bardzo szybkie przejście do planu, który polega na utrzymaniu 10 mln głosów Trzaskowskiego przy KO. Co się w tym kryje? Marginalizacja Lewicy, PSL i Szymona Hołowni. Bo skoro to Trzaskowski ma te 10 mln, to nie ma tychże głosów nikt inny. Pomysł ruchu obywatelskiego, którego liderem ma być prezydent Warszawy, to jednocześnie pomysł na trwałe przyłączenie dużych grup elektoratu do środowiska PO. Sama partia ma się pod wodzą Borysa Budki szybko zmieniać i unowocześniać, a także sięgać po nowe grupy wyborców, zwłaszcza na wschodzie Polski.
W ten sposób duopol PO-Zjednoczona Prawica będzie się tylko umacniał. Będą o to dbać Trzaskowski i Budka. Rebranding KO daje na to szansę. Liczy się czas. Platforma zauważyła, że im szybciej wykorzysta chwile po kampanii wyborczej, tym dla niej lepiej. Stąd wiec w Gdyni, zapowiedź przygotowania planu już do końca lipca - czyli za mniej niż dwa tygodnie - i pierwsze spotkanie założycielskie nowego projektu już na początku września, w tradycyjnym czasie startu nowego sezonu politycznego.