Haszczyński: Trzęsienie w dawnej NRD zbliża się powoli

Izolowana politycznie Alternatywa dla Niemiec nie zwyciężyła w Saksonii ani Brandenburgii. Poparł ją jednak co czwarty wyborca.

Aktualizacja: 04.09.2019 06:10 Publikacja: 02.09.2019 21:00

Michael Kretschmer, premier Saksonii (z CDU), obronił pozycję chadeków przejmując część postulatów A

Michael Kretschmer, premier Saksonii (z CDU), obronił pozycję chadeków przejmując część postulatów AfD

Foto: afp

Po wyborach do landtagów saksońskiego i brandenburskiego w całym kraju nadal nie ma landu, w którym Alternatywa dla Niemiec (AfD) by wygrała.

I to jest najbardziej pocieszający dla elit politycznych wniosek po niedzielnym głosowaniu, bo sondaże jeszcze przed ostatnią fazą kampanii wyborczej w dwóch landach graniczących z Polską dawały AfD szanse na zwycięstwo. A tryumf partii antysystemowej, która kojarzy się (a przynajmniej jej jedno skrzydło: narodowo-patriotyczne) z czarnymi kartami historii Niemiec, byłoby wstrząsającym podsumowaniem sytuacji w dawnej NRD 30 lat po upadku muru berlińskiego (rocznica już w listopadzie).

Duże straty dużych

Wstrząs na razie nie okazał się tak silny, by pogruchotać główną scenę polityczną Niemiec. Partie wchodzące w skład rządu Angeli Merkel bowiem wygrały: odpowiednio chadecka CDU w Saksonii (gdzie rządzi, sama lub w koalicji, od zjednoczenia Niemiec) i socjaldemokratyczna SPD w Brandenburgii (też rządzi tam tak długo, w różnych konstelacjach).

Ale ich straty oraz – przede wszystkim – zyski AfD są na tyle duże, że można mówić o małym trzęsieniu ziemi. Może się ono przerodzić w większe. Na wschodzie wyrosło ugrupowanie, które jest drugą siłą, wygrało rywalizację w wielu okręgach jednomandatowych, szczególnie przy granicy z Polską. Jego paliwem jest wciąż niechęć do nowych imigrantów, a zwłaszcza to, że państwo dba o nich bardziej niż o borykających się z problemami Niemców.

Dowiedz się więcej: Niemcy Wschodnie: AfD jeszcze nie wygrywa

Alternatywa, którą media niemieckie nazywają zazwyczaj partią prawicowych populistów, jest już od 2016 r. drugą siłą w Saksonii-Anhalt i Meklemburgii-Pomorzu Przednim. W dawnej NRD (nie licząc Berlina, który w większej części był na Zachodzie, a nie w kontrolowanym przez Moskwę niemieckim „państwie robotników i chłopów”) jest jeszcze tylko jeden land – Turyngia. Tam wybory odbędą się w październiku, tuż przed rocznicą upadku muru berlińskiego. Sondaże sugerują, że AfD i tam zdobędzie ponad 20 proc. głosów. Oraz miejsce drugie lub trzecie (rywalizuje z postkumunistyczną Lewicą i CDU).

W Brandenburgii Alternatywa poprawiła swój wynik prawie dwukrotnie od poprzednich wyborów przed pięcioma laty (teraz zdobyła 23,5 proc. głosów). A SPD straciła 5,7 pkt proc. (teraz oddano na nią 26,2 proc. głosów).

Wynik AfD w Saksonii jest jeszcze bardziej imponujący, zdobyła poparcie prawie trzy razy większe niż w 2014 r. – teraz aż 27,5 proc. głosów, co jest jej najlepszym wynikiem w całych Niemczech. A CDU straciła 7,3 pkt proc. (teraz zwyciężyła zdobywając 32,1 proc. głosów).

Partia, z którą inne nie chcą mieć nic wspólnego, ma poparcie jednej czwartej mieszkańców najważniejszych landów powstałych na gruzach NRD. Jeżeli dodać do tego zwolenników postkomunistycznej Lewicy, z którą dotychczas inne partie nie chciały rządzić na poziomie federalnym, to radykalny sfrustrowany elektorat antysystemowy rośnie do jednej trzeciej.

Z polskiego punktu widzenia te partie mają niedobrą cechę – są mocno prorosyjskie (Lewica jeszcze na dodatek jest antyamerykańska i antynatowska). Uległa im i wschodnioniemiecka CDU. Wbrew kanclerz Merkel i centrali partyjnej premier Saksonii Michael Kretschmer, walcząc (jak widać skutecznie) o zwycięstwo w swoim landzie, zażądał zniesienia unijnych sankcji na Rosję i zaprosił osobiście Władimira Putina do odwiedzenia saksońskiej stolicy, Drezna, znanego mu dobrze z czasów pracy w KGB.

Saksońska CDU przejęła od AfD także hasło zwiększenia bezpieczeństwa (w domyśle: zagrażają mu obcy).

Z Alternatywą nikt nie chce współpracować, ale bez niej trudno stworzyć stabilny rząd. Muszą powstawać koalicje składające się z trzech partii, które łączy głównie niechęć do AfD czy strach przed nią. Szefowa CDU i minister obrony Annegret Kramp-Karennbauer do poniedziałkowego popołudnia zastanawiała się, co powiedzieć. I orzekła, że nie dopuści AfD do współrządzenia. Skoro potrzebne są takie zapewnienia, to znaczy, że doły partyjne CDU w landach wschodnich takim współrządzeniem by się nie brzydziły. Liczył na to Sebastian Wippel, kandydat AfD walczący w jednym okręgu w Görlitz z premierem Kretschmerem. Nie udało mu się jednak pokonać polityka CDU, który oficjalnie takie współrządzenie wykluczył. W Görlitz w głosowaniu na listy partyjne CDU przegrało z AfD. Na Wippela padło jednak tylko 29 głosów więcej niż na jego partię. Kretschmer przyciągnął 3,7 tys. wyborców innych partii. Czyli rozegrała się tam bitwa Anty-AfD kontra AfD.

Jak mówiła mi dziennikarka saksońskiej gazety, AfD to, z nielicznymi wyjątkami, żadni prawicowi ekstremiści, po prostu zwykli ludzie, którzy mają dość tego, co było. Wśród działaczy, z którymi rozmawiałem, jest sporo byłych członków CDU i liberalnej FDP. A wiele tysięcy głosów przeszło do AfD od byłych wyborców postkomunistycznej Lewicy.

Gorsi Niemcy

Zawsze zaskakuje, gdy sfrustrowani warunkami życia są mieszkańcy krajów znacznie bogatszych od tego, w którym mieszkamy my. W wypadku byłej NRD zdziwienie jeszcze zwiększa widok pięknie odnowionych po zjednoczeniu kamienic i zwykłych bloków. Jednak oni tam nie porównują się do Polski, lecz do zachodnich landów, gdzie standard życia jest 30 lat po upadku muru wyższy. Wszystkie najważniejsze firmy mają też tam swoje siedziby. Gorszy Niemiec, bo z byłej NRD, tak o sobie myśli nadal wielu mieszkańców wschodnich landów.

AfD kiedyś może tu wygrać, zwłaszcza jeżeli przed wyborami media nagłośnią brutalne przestępstwa dokonane przez uchodźców. Ta druga siła w landach wschodnich będzie nadal izolowana. To też niezła pozycja do pozyskiwania nowych wyborców.  

Po wyborach do landtagów saksońskiego i brandenburskiego w całym kraju nadal nie ma landu, w którym Alternatywa dla Niemiec (AfD) by wygrała.

I to jest najbardziej pocieszający dla elit politycznych wniosek po niedzielnym głosowaniu, bo sondaże jeszcze przed ostatnią fazą kampanii wyborczej w dwóch landach graniczących z Polską dawały AfD szanse na zwycięstwo. A tryumf partii antysystemowej, która kojarzy się (a przynajmniej jej jedno skrzydło: narodowo-patriotyczne) z czarnymi kartami historii Niemiec, byłoby wstrząsającym podsumowaniem sytuacji w dawnej NRD 30 lat po upadku muru berlińskiego (rocznica już w listopadzie).

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Rusłan Szoszyn: Gruzja o krok od przepaści
Publicystyka
Ćwiek-Świdecka: Czy nauczyciele zagłosują na KO? Nie jest to już takie pewne
Publicystyka
Tomasz Grzegorz Grosse, Sylwia Sysko-Romańczuk: Gminy wybiorą 3 maja członków KRS, TK czy RPP? Ochrona przed progresywnym walcem
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Dlaczego Tusk przerwał Trzeciej Drodze przedstawianie kandydatów na wybory do PE
Publicystyka
Annalena Baerbock: Odważna odpowiedzialność za wspólną Europę
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił