Z PiS czy z PO? Diabelska alternatywa paraliżuje lewicę

Dyskusje na lewicy nie zakończą się niczym konstruktywnym, jeśli ich uczestnicy wciąż będą śnić romantyczne sny o PiS albo o Platformie Obywatelskiej.

Aktualizacja: 24.08.2018 20:31 Publikacja: 23.08.2018 18:24

Z PiS czy z PO? Diabelska alternatywa paraliżuje lewicę

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

W 2005 r. podczas zakazanej przez ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego Parady Równości lider niewielkiej lewicowej organizacji Młodzi Socjaliści Adrian Zandberg przemawiał mniej więcej tak: – Liberałowie nas nienawidzą, bo walczymy o sprawiedliwość społeczną, a prawica nienawidzi nas za to, że domagamy się wolności światopoglądowej. Nie będziemy się tym przejmować, bo jesteśmy lewicą i musimy iść własną drogą.

Od tego czasu minęło 13 lat. Zandberg jest liderem niewielkiej lewicowej partii, a polska lewica – daleko od rozstrzygnięcia, z kim jej bardziej po drodze.

Nic więc dziwnego, że za sprawą prowokacyjnej deklaracji publicysty Rafała Wosia, że należy „wspólnie z PiS budować demokratyczny socjalizm”, w wielu lewicowych środowiskach rozpętała się potężna dyskusja, a rozmaici obrońcy wolności zajęli się odmawianiem Wosiowi prawa do wolności wypowiedzi. Najbardziej zajadli ci, którzy związali się z Platformą Obywatelską, wierząc, że PiS niszczy w demokrację i wolność.

Logika dwóch politycznych bloków jest niemiłosierna: ci, którzy krytycznie oceniają PiS, muszą pójść za PO, bo inaczej zostaną okrzyknięci zdrajcami demokracji. A jeśli uważają, że PO rządziła źle i sama sobie PiS wyhodowała? Wtedy są zdrajcami jeszcze większymi i „pożytecznymi idiotami PiS”. Po drugiej stronie logika jest identyczna. Podobna narracja ciągnie się zresztą od 1989 r. Może dlatego w Polsce lewicy prawie nie ma?

Jest oczywiście SLD, który dzielnie walczy o ponowne skupienie elektoratu, ale ze swoim zestawem poglądów na gospodarkę i demokrację sytuuje się raczej w centrum, a na historię – w PRL. Być może dlatego – co pokazuje rozkład głosów w sondażach – wyborcy Sojuszu najczęściej przenosili swoje poparcie w poprzednich wyborach na PiS.

Recepta na lewicę wydawałaby się więc prosta: należy dokonać syntezy silnego socjalu z umiłowaniem demokracji i wolności obywatelskich, dodać szczyptę charyzmy – i gotowe. Taka lewica jest autonomiczna i nie musi się przyklejać ani do prawicy, ani do liberałów. PiS ten prosty rachunek skomplikował. Nie sposób bowiem godzić się z realizowaną wizją państwa i dalej opowiadać o wolności i demokracji. Każdy zaś głośny sprzeciw wykorzystuje liberalna opozycja, tak jak czarne protesty: pozując na tle transparentów.

Jedyne, co lewica może dziś zrobić, to budować tożsamość, walcząc o sprawiedliwość społeczną zamiast rozdawnictwa i wolność zamiast autorytaryzmu. Postawienie sobie tylko jednego z tych celów wepchnie ją w szeroko otwarte ramiona politycznego giganta. Ta walka daleka będzie od komfortowo prowadzonych gabinetowych rozgrywek – lewica musi pracować realnie, inaczej nie będzie jej wcale.

W 2005 r. podczas zakazanej przez ówczesnego prezydenta Warszawy Lecha Kaczyńskiego Parady Równości lider niewielkiej lewicowej organizacji Młodzi Socjaliści Adrian Zandberg przemawiał mniej więcej tak: – Liberałowie nas nienawidzą, bo walczymy o sprawiedliwość społeczną, a prawica nienawidzi nas za to, że domagamy się wolności światopoglądowej. Nie będziemy się tym przejmować, bo jesteśmy lewicą i musimy iść własną drogą.

Od tego czasu minęło 13 lat. Zandberg jest liderem niewielkiej lewicowej partii, a polska lewica – daleko od rozstrzygnięcia, z kim jej bardziej po drodze.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem
Publicystyka
Piotr Solarz: Studia MBA potrzebują rewolucji