Dyrektor Narodowego Instytutu Onkologii: Rozpoczęliśmy prace nad lekiem na koronawirusa

Wspólnie z Instytutem Biochemii i Biofizyki PAN rozpoczęliśmy prace nad lekiem na Covid-19 - mówi prof. Jan Walewski, dyrektor Narodowego Instytutu Onkologii.

Aktualizacja: 15.04.2020 21:53 Publikacja: 15.04.2020 18:47

Naukowcy z NIO w czasie badań nad lekiem na koronawirusa

Naukowcy z NIO w czasie badań nad lekiem na koronawirusa

Foto: materiały prasowe

Jak Narodowy Instytut Onkologii, największy szpital onkologiczny w Polsce, radzi sobie z epidemią koronawirusa SARS-CoV-2?

Musimy sobie radzić, ale łatwo nie jest. Oprócz codziennych kłopotów, jakie do tej pory mieliśmy, doszły nowe problemy, a stare się pogłębiły i uwypukliły. Czyli standardowo brak kadr, do tej pory brakowało głównie personelu medycznego, w obecnej chwili brakuje pracowników w zasadzie wszystkich specjalności. Braki kadrowe, jakie powstały choćby z powodu tego, że np. ktoś musiał zaopiekować się dziećmi, są bardzo duże. Sami wprowadziliśmy z powodu zagrożenia epidemicznego zasadę, że nasi pracownicy nie powinni świadczyć pracy w innych miejscach. Dochodzi stres, zmęczenie, często i strach. Mamy wspaniałych pracowników pełnych poświęcenia. Korzystając z okazji, chciałbym im bardzo serdecznie podziękować, jestem dumny, że mogę z nimi pracować. W związku z tą sytuacją cierpią finanse Instytutu. Co prawda w tym zakresie NFZ bardzo się uelastycznia i wprowadza ułatwienia, stara się zapewnić większą płynność finansową, jednak to nie zlikwiduje braku na rynku dostępności np. środków ochrony osobistej i ich rosnących cen. Kontrakty, które mieliśmy podpisane z firmami na ich dostawę, są zrywane. Ten początek był bardzo trudny, nie wiem, jak tego dokonało nasze zaopatrzenie, tu wielkie ukłony w jego stronę, ale dziś jesteśmy w miarę dobrze zabezpieczeni w środki ochrony osobistej. Oczywiście rozsądnie nimi gospodarując.

Narodowy Instytut Onkologii to nie tylko szpital, ale również nauka. Jest pan liderem projektu mającego na celu stworzenie leku na koronawirusa.

Jesteśmy Państwowym Instytutem Badawczym i naszym obowiązkiem jest mierzyć się z takimi wyzwaniami. Mając zasoby sprzętowe, kadry, a przede wszystkim pomysł, grzechem zaniechania byłoby nie spróbować. Od lat pracujemy nad różnymi koncepcjami i kiedy Agencja Badań Medycznych ogłosiła, że chce finansować prace nad poszukiwaniem terapii przeciwko koronawirusowi SARS-CoV-2, przystąpiliśmy do niego wspólnie z Instytutem Biochemii i Biofizyki PAN oraz innymi naukowcami. Jest ona inna niż większość prac prowadzonych nad tym wirusem. Ale w naszym przeświadczeniu może okazać się skutecznym przełomem, o czym może świadczyć duże zainteresowanie, z jakim się spotyka ze strony nawet innych państw.

Dlaczego mówimy o leku i czym się on różni od szczepionki?

Nasze myślenie jest zdeterminowane tym, z jakimi pacjentami mamy do czynienia. Pacjent onkologiczny jest osobą o obniżonej odporności. Takiemu pacjentowi nie możemy podać szczepionki, bo mogłaby go zabić. Szczepionka to, w dużym uproszczeniu mówiąc, najczęściej „osłabiony” wirus lub jego elementy, którego pojawienie się w organizmie człowieka stymuluje jego układ odpornościowy do wytworzenia skutecznie zwalczających tego wirusa przeciwciał. Jednak jeżeli układ ten jest, jak w przypadku pacjentów onkologicznych, bardzo osłabiony, to on sobie nie poradzi z wytworzeniem tych przeciwciał, mało tego, może zareagować w sposób zupełnie inny i trudno przewidywalny. W przypadku tego wirusa jest też problem jego specyficznej konstrukcji. Nie wdając się w szczegóły, wydaje się, że nie uda się zastosować metody, jaką stosuje się najczęściej przy tworzeniu większości szczepionek. Są prace, które mówią, że podanie przeciwciał nie tylko może nie zapobiec chorobie, ale wręcz może ułatwić wchodzenie wirusa do komórki, czyli taki sposób leczenia też może nie być skuteczny. W przypadku tego wirusa działa mechanizm: że enzym (który jest nietypowy dla wnikania koronawirusów) przecina białko S, które zakotwicza wirus przy receptorze. Bez unieszkodliwienia tego skomplikowanego mechanizmu kotwiczenia się wirusa i rozcinania trudno będzie zahamować wchodzenie wirusa do komórki.

Druga kwestia sprowadza się do tego, że szczepionka nie leczy. Szczepionka zabezpiecza zdrowych, a co z tymi, którzy są już chorzy? Nie uratujemy ich w ten sposób. Dodatkowo, zastosowanie szczepionki na całej populacji np. Polski będą to ogromne koszty, nie wiem, czy budżety państw są na to gotowe. Stąd pomysł na lek, który będzie można podawać tylko tym, którzy ciężko przechodzą infekcję.

Na czym opiera się ten pomysł?

Nasz pomysł polega na połączeniu bakteriofaga z nanoprzeciwciałami. W naturalnych warunkach bakteriofag jest wirusem atakującym bakterie. Można powiedzieć, że nie „widzi” ludzkiego wirusa, dlatego naszym zadaniem jest wyposażyć takiego bakteriofaga w urządzenie, które umożliwi mu rozpoznanie i przyłączenie się do tego konkretnego patogenu. W naszym projekcie chcemy wykorzystać nanoprzeciwciało, które umieścimy na główce bakteriofaga. To nanoprzeciwciało rozpozna wirus SARS-CoV-2 i uniemożliwi mu wniknięcie do ludzkich komórek. Bakteriofagi są wykorzystywane w terapii od dziesięcioleci i są bezpieczne dla człowieka. Nanoprzeciwciała są od niedawna testowane jako potencjalne leki. Dotychczas nikt jeszcze nie wykorzystał połączenia bakteriofag-nanoprzeciwciało do walki z wirusami ludzkimi. Jesteśmy pionierami.

Kiedy przystępujecie do pracy?

Właściwie, prace już się rozpoczęły. Skompletowaliśmy zespoły składające się nie tylko z młodych i zdolnych ludzi, ale również zasiliło nas grono ekspertów. Pozyskaliśmy część odczynników niezbędnych do pracy. Zespół z IBB za pomocą nowatorskiej metody zsyntetyzował sekwencje fragmentów wirusa, i tu należy podkreślić, że zrobiono to bez wykorzystania materiału genetycznego wirusa jako matrycy. Zaoszczędziliśmy czas. W NIO również prace przebiegają w bardzo szybkim tempie. Rozpoczęliśmy już przygotowywanie narzędzi do zrobienia biblioteki nanoprzeciwciał. To jest czasochłonne, ale przyspieszamy, to dla nas swoisty wyścig z czasem i pomimo ograniczeń pracujemy ze zdwojoną siłą. Tak naprawdę to nie możemy się doczekać chwili, kiedy spojrzymy w mikroskop i zobaczymy efekty.

Muszę zadać pytanie, którego naukowcy nie lubią: kiedy będzie ten lek, o ile zadziała? To prawda, nie lubimy takich pytań, ale jest ono naturalne w obecnej sytuacji. Nasz projekt jest obliczony na rok włącznie z badaniami klinicznymi na ludziach. O ile uda nam się skłonić naszego bakteriofaga do zaatakowania tego wirusa. Pierwszą wersję leku do testów in vitro powinniśmy mieć w ciągu trzech miesięcy. Jesteśmy dobrej myśli i prosimy trzymać kciuki. Tu nie ma gwarancji powodzenia, czasami potrzeba odrobiny szczęścia, by wybrać z mnogości możliwości tę właściwą konfigurację.

Narodowy Instytut Onkologii to nie tylko Warszawa. Jak wygląda sytuacja w waszych oddziałach w Gliwicach i Krakowie?

To… „skomplikowane” jak słyszałem w jednym filmie. Gliwice są bardzo sprawnie zarządzanym ośrodkiem przez prof. Krzysztofa Składowskiego, który prowadzi ten ośrodek z sukcesami. Jest tam stabilna kadra, zaufanie między kierownictwem i pracownikami, wypracowane procedury, stabilne finanse, nauka się rozwija, ma wszystko zaplanowane i skutecznie realizuje swoje plany. Choćby w ostatnim czasie uruchomił podobnie jak my laboratorium robiące testy na obecność koronawirusa. Kraków jest moim… frasunkiem od dawna. Sytuacja jest trochę „odziedziczona”, ale w pewnych obszarach problemy się pogłębiły. Można by powiedzieć, że wszystko to, co wymieniłem w przypadku Gliwic, jest deficytem w Krakowie. Oczywiście przyczyny tego są jak zawsze złożone. Podjąłem jednak zdecydowane decyzje celem stabilizacji tego oddziału, szczególnie w obecnej sytuacji epidemicznej to jest ważne, żeby zabezpieczyć pacjentów. Jestem dobrej myśli, że z pomocą Ministerstwa Zdrowia, które jest świetnie zorientowane w sytuacji, uporamy się z problemami. Zdrowie i leczenie pacjentów jest sprawą kluczową.

Jak Narodowy Instytut Onkologii, największy szpital onkologiczny w Polsce, radzi sobie z epidemią koronawirusa SARS-CoV-2?

Musimy sobie radzić, ale łatwo nie jest. Oprócz codziennych kłopotów, jakie do tej pory mieliśmy, doszły nowe problemy, a stare się pogłębiły i uwypukliły. Czyli standardowo brak kadr, do tej pory brakowało głównie personelu medycznego, w obecnej chwili brakuje pracowników w zasadzie wszystkich specjalności. Braki kadrowe, jakie powstały choćby z powodu tego, że np. ktoś musiał zaopiekować się dziećmi, są bardzo duże. Sami wprowadziliśmy z powodu zagrożenia epidemicznego zasadę, że nasi pracownicy nie powinni świadczyć pracy w innych miejscach. Dochodzi stres, zmęczenie, często i strach. Mamy wspaniałych pracowników pełnych poświęcenia. Korzystając z okazji, chciałbym im bardzo serdecznie podziękować, jestem dumny, że mogę z nimi pracować. W związku z tą sytuacją cierpią finanse Instytutu. Co prawda w tym zakresie NFZ bardzo się uelastycznia i wprowadza ułatwienia, stara się zapewnić większą płynność finansową, jednak to nie zlikwiduje braku na rynku dostępności np. środków ochrony osobistej i ich rosnących cen. Kontrakty, które mieliśmy podpisane z firmami na ich dostawę, są zrywane. Ten początek był bardzo trudny, nie wiem, jak tego dokonało nasze zaopatrzenie, tu wielkie ukłony w jego stronę, ale dziś jesteśmy w miarę dobrze zabezpieczeni w środki ochrony osobistej. Oczywiście rozsądnie nimi gospodarując.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Zdrowie
Choroby zakaźne wracają do Polski. Jakie znaczenie mają dziś szczepienia?
Zdrowie
Peru: Liczba ofiar tropikalnej choroby potroiła się. "Jesteśmy w krytycznej sytuacji"
Zdrowie
W Szwecji dziecko nie kupi kosmetyków przeciwzmarszczkowych
Zdrowie
Nerka genetycznie modyfikowanej świni w ciele człowieka. Udany przeszczep?
Zdrowie
Ptasia grypa zagrozi ludziom? Niepokojące sygnały z Ameryki Południowej
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO