Szanse na wycofanie się państwa z regulacji cen, podaży i popytu opieki zdrowotnej w ciągu kolejnych kilku lat są więc bliskie zera. Całkowite wycofanie nie jest zresztą ani pożądane, ani możliwe w UE. Zniesienie np. rejestracji leków i wyrobów medycznych oznaczałoby powrót do mrocznych czasów hochsztaplerów, sprzedających swoje trucizny jak na Dzikim Zachodzie. Likwidacja, choćby w części, finansowania świadczeń przez państwo pozostawiłaby wielu ludzi bez opieki medycznej.

Jeśli jednak bierzemy się za regulowanie, to po co, przy wykorzystaniu jakich narzędzi i w jakim zakresie? Politycy powinni wiedzieć, że nadmierna regulacja jest gorsza niż jej brak, a najgorsza jest regulacja zła, czyli wprowadzanie na siłę aktów odbiegających od standardów prawa i rozsądku. Dziś prawo regulujące system opieki zdrowotnej w Polsce jest fatalnej jakości, a standardy jego tworzenia obniżyły się do poziomu nieobserwowanego nigdy wcześniej.

Zapomniano o lansowanym niegdyś postulacie „jak najmniej państwa w państwie". Opieka zdrowotna jest w wielu miejscach przeregulowana, a państwo rozdęte, pod coraz większym wpływem politycznym. Jeśli przyjmiemy wyłącznie utylitarny cel funkcjonowania systemu opieki zdrowotnej – uznamy, że za ograniczone środki chcemy kupić jak najwięcej zdrowia, to nic nie zastąpi wolnego rynku. Niestety, rynek ochrony zdrowia jest niedoskonały. Mądre regulacje powinny go zbliżać do rynku doskonale konkurencyjnego, korygować ułomności. Ręczne sterowanie i rozbuchane w ochronie zdrowia państwo prowadzą do nieszczęść, eskalują marnotrawstwo, stwarzają korupcjogenne środowisko, a z czasem sprawią, że urzędy zaczną funkcjonować dla siebie, marginalizując chorych i ich potrzeby.

Niedoskonały rynek nie powinien objąć wszystkich świadczeń, ale jest wiele takich, które nie niosą ze sobą ryzyka nadużyć po stronie świadczeniodawców. Nikt np. nie wykona operacji guza mózgu u pacjenta, który jest zdrowy, a chorzy nie będą szukać opieki medycznej, gdy nie jest im ona potrzebna. Wiele świadczeń można więc poddać grze rynkowej i płacić za ich wykonanie na zasadach opłaty za usługę (fee for service). Zniknęłyby problemy z wyceną, kontraktacją, konkursami, kontrolą, kontrolą kontrolerów itd. To uprościłoby system i zwróciło go w stronę chorych.

Autor jest lekarzem, prezesem Fundacji Watch Health Care monitorującej dostęp do świadczeń gwarantowanych, ekspertem w dziedzinie ekonomiki zdrowia, byłym szefem Departamentu Gospodarki Lekami NFZ, byłym członkiem Board of Directors Health Technology Assessment International (HTAI)