Dlaczego kandydował pan na stanowisko prezesa już trzeci raz? Ze zjazdowej trybuny zarzucono panu, że to zachowanie nieetyczne, a sytuacja samorządu radców nie wymaga takich nadzwyczajnych kroków.
Maciej Bobrowicz: Na przekór takim poglądom większość delegatów doceniła moje sześcioletnie doświadczenie jako prezesa. Nowa osoba na tym stanowisku musiałaby poświęcić część swojej kadencji na wdrażanie się do nowej roli. Ja będę mógł od razu wejść do gry i zająć się istotnymi sprawami naszego samorządu.
Proszę wybaczyć porównanie, ale pan, prawnik z zachodniej Polski, przyjmuje praktyki zza wschodniej granicy. Tam prezydenci podobnie uzasadniają swoje wieczne rządy.
Pozory mylą. W odróżnieniu od wschodnich praktyk w naszym samorządzie wybory są w pełni demokratyczne. Poza mną wzięło w nich udział dwoje znakomitych kandydatów, podczas zjazdu odbyła się debata wyborcza, dyskutowaliśmy o różnych programach i w końcu wybrano mnie. Zresztą były już u nas przypadki, gdy te same osoby powracały na stanowiska dziekanów i nie budziło to wątpliwości.
Uzasadniał pan swoją kandydaturę m.in. tym, że trzeba nawiązać do czasów, gdy byliśmy razem i byliśmy skuteczni. Czy zatem samorząd radcowski jest podzielony i nieskuteczny?