Niewdzięczny zawód adwokata

Adwokatura jest powołana do współdziałania w kształtowaniu i stosowaniu prawa. Ale nie możemy naprawiać systemu przy każdej konkretnej sprawie kosztem konkretnego człowieka, oskarżonego, naszego klienta – pisze znany prawnik

Publikacja: 07.08.2008 07:50

Niewdzięczny zawód adwokata

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Red

Chciałbym po raz drugi i ostatni zadać kilka pytań w sprawie roli adwokatów w systemie prawnym. Mój tekst to reakcja na kolejny artykuł redaktora Bronisława Wildsteina („Państwo prawa czy prawników”, 1 sierpnia 2008 r.). Nie zabieram głosu „wyłącznie (...) w obronie swojej korporacji” (ten i inne cytaty pochodzą z artykułu redaktora Wildsteina, chyba że zaznaczyłem inaczej). Chcę przybliżyć czytelnikom i publicystom „Rzeczpospolitej” sens i cel niewdzięcznego, jak widać, zawodu adwokata.

Oczyśćmy przedpole do dalszej wymiany poglądów. Bronisław Wildstein stawia kilka tez, wkładając mi w usta słowa, z którymi się nie zgadzam.Podobno mówię, że „rozstrzygnięcie sprawy uzależniam od jakości obrońców niefortunnego krytyka”. Mówię też, że „od przedstawicieli prawniczej [tutaj: adwokackiej] korporacji będzie zależało, czy potrafi się wybronić”. Jestem jak najdalszy od takich tez. „Niefortunny” krytyk działań adwokatów w sprawie FOZZ jest bardzo fortunny w swoim procesie, jest przecież doktorem prawa, przedstawicielem „korporacji” radców prawnych, a jednocześnie chronionym immunitetem rzecznikiem praw obywatelskich. Jestem przekonany, że potrafiłby bronić się sam, ale jeżeli chciałby, na pewno znajdzie profesjonalnego zastępcę.

„Jeżeli nie podoba nam się krytyka, to zaskarżmy autora [czyli dr. Kochanowskiego] – deklaruje autor [czyli ja] bez ogródek”. Redaktor Wildstein mógł się tym nie interesować, ale to wspólnik z mojej kancelarii w maju 2008 r. adwokat Bartosz Krużewski stawał (pro bono) w Trybunale Konstytucyjnym, aby ograniczyć stosowanie wobec dziennikarzy przepisów kodeksu karnego dotyczących zniesławienia osób publicznych. W wyniku tych działań redaktor Wildstein nie musi już udowadniać w sądzie, że jego krytyka osób pełniących funkcje publiczne była w interesie publicznym.

Nie jestem za penalizacją krytyki, ale adwokaci oskarżani o złe intencje i naruszenie zasad etycznych swojego zawodu mają prawo się bronić w miejscu przeznaczonym do rozstrzygania sporów. Czy ochrona im przysługuje, rozstrzygnie sąd.

Dla mnie rzeczą najciekawszą, która wyłania się z artykułu znamienitego publicysty, jest jego wizja państwa prawników. To ponure państwo, z fundamentami głęboko w III Rzeczypospolitej, gdzie kapłani – prawnicy (kiedyś prawnikami byli wyłącznie duchowni) stanowią niepotrzebną przeszkodę między ludem a prawem naturalnym występującym w dwóch postaciach – ducha i istoty. Lud jest zwodzony przez kapłanów bez litości wykorzystujących system, który stworzyli dla własnego interesu.

Kapłani w swoich tajnych kancelariach parafialnych tworzą tysiące apokryfów, aby zaciemnić ducha i istotę. Często niedouczeni i już niewierzący w tę prawną dwójcę kapłani uzyskują odpusty dla swoich wiernych za sutą ofiarę na kancelarię parafii. Jedyni sprawiedliwi, którzy chcą, aby prawo działało samo, automatycznie, niewidzialnie i bez pośredników, są ciągani przez sądy kapłańskie urzędujące zgodnie z procedurami ustanowionymi przez tych samych kapłanów.

Za krytykę zrewoltowani kapłani ponoszą ciężkie kary, bo wszyscy kapłani po złej stronie mocy są powiązani tajnym spiskiem chroniącym ich interesy i alienującym nieposłusznych. Wszystko to odbywa się w scenerii z filmu „Mad Max” przy dźwiękach chorałów gregoriańskich.

To interesująca, choć mroczna wizja. Pociągająca, bo prosto tłumaczy trudne sprawy. Jednocząca – spodobała się innemu prominentnemu dziennikarzowi z innej strony politycznego spektrum – Jackowi Żakowskiemu (Radio TOK FM, przegląd prasy, 1 sierpnia). Ale jeżeli redaktor Wildstein w nią wierzy, niech przybije swoje 95 tez do drzwi Sądu Najwyższego na placu Krasińskich albo jeszcze lepiej do drzwi Sejmu na Wiejskiej (bo drewniane). Niech we wpływowym dzienniku „Rzeczpospolita” przedstawi jakiś program do dyskusji społecznej, z prawnikami czy bez (to za poważna sprawa, aby nam ją zostawiać?).

Ale gdzie jest ta „poważniejsza refleksja”? W felietoniku, który napisał na blogu? Dlaczego używając miernych argumentów, w rodzaju: słabe komunistyczne wykształcenie (a gdzie on studiował polonistykę jak nie w PRL?), jedynie zieje niechęcią do nieznanych mu ludzi, którzy są dumni z zawodu, który wykonują? Czy chce „ukarać pychę” – mówiąc słowami jego niedawnej książki?

Dziennikarze nie mają klientów, mają czytelników. Dlatego zawody dziennikarza i prawnika mają różne funkcje społeczne. I stąd nasz spór o wartości

Publicysta ma do mnie pretensje, że dla mnie „prawo to tylko zespół procedur”. Ale dlaczego redaktor Wildstein, znamienity przedstawiciel czwartej władzy, na drugiej stronie dziennika „Rzeczpospolita” nie walczy z oczywistym przerostem procedury, czyli wprowadzaniem do polskich sądów procesu formułkowego, gdzie każdy najdrobniejszy błąd formalny powoduje odrzucenie lub zwrot sprawy? Dlaczego nie walczy o zmianę przepisów o zamówieniach publicznych, gdzie każda pomyłka może prowadzić do odrzucenia ofert, w konsekwencji do opóźniania procedur i do ewidentnych szkód społecznych?

Jeżeli uważa, że Polska stała się państwem prawników, dlaczego na serio nie postuluje pozamykać na jakiś czas wydziały prawa, zamknąć dostęp na aplikacje, pozwalając na wymarcie prawników i naturalne załatwienie problemu hipertrofii? Dlaczego na łamach swojego pisma nie podpowiada prezydentowi RP, aby wetował wszystkie ustawy bez wyjątku, bo prawa mamy już dosyć? Nie, no teraz oczywiście żartujemy.

„Hipertrofia prawa” jest problemem. Przypominam rok 2003, kiedy Dziennik Ustaw zawierał prawie 2,5 tysiąca pozycji. W roku 2004 – prawie 3 tysiące. Ale nie znam adwokata, który cieszyłby się z zalewu przepisów. Zwykle adwokatura przestrzega przed pospiesznym przyjmowaniem aktów prawnych, które są pisane przez nieprawników, nieprecyzyjnie i nieudolnie.

Zgadzam się też, że w wielu dziedzinach regulacja jest niepotrzebna i bardzo nad tym boleję. Ale tęsknota Szanownego Redaktora do mitycznego złotego wieku „moralności, dobrych obyczajów i etyki” jest naiwna. „Nie z bojaźni kary, /Lecz z własnej chęci człowiek cnoty strzegł i wiary. Kary, trwogi nie znano. W spiżowych tablicach /Groźby praw/, i wyroku na sędziego licach Lud nie czytał: bez sędziów byli bezpieczni”. Chyba zdajemy sobie sprawę, że wyobrażenie złotego wieku było anachroniczne już w czasach Owidiusza.

Niech „refleksja” „Rzeczpospolitej” rzeczywiście będzie głębsza, niech nie będzie wyłącznie nawoływaniem szekspirowskiego rzeźnika do zabicia wszystkich prawników, na początek. Zgadzam się, że system stanowienia prawa w Polsce wymaga radykalnej zmiany, że organizacja zawodów prawniczych potrzebuje reformy, a prawnicy są także odpowiedzialni za stan państwa. Stąd entuzjastyczny akces mojej kancelarii do porozumienia organizacji i zawodów prawniczych animowanego przez prezesa Fundacji Iux et Lex.

Adwokatura jest powołana do współdziałania w kształtowaniu i stosowaniu prawa. Ale nie możemy naprawiać systemu w konkretnej sprawie, kosztem konkretnego człowieka, oskarżonego – według Bronisława Wildsteina, klienta – według mnie. Jeżeli ktoś zapytałby mnie o sens adwokatury, opowiedziany na jednej nodze, proponowałbym dwa paragrafy kodeksu etyki adwokackiej. „Celem podejmowanych przez adwokata czynności zawodowych jest ochrona interesów klienta. Adwokat jest zobowiązany do obrony interesów swojego klienta w sposób odważny i honorowy, przy zachowaniu należytego sądowi i innym organom szacunku oraz uprzejmości, nie bacząc na własne korzyści osobiste oraz konsekwencje wynikające z takiej postawy dla siebie lub innej osoby”.

Dla porównania, dla dziennikarza dobrem najwyższym jest rzetelna informacja i dobro publiczne. Dziennikarze nie mają klientów, mają czytelników. Nie bronią i nie reprezentują konkretnych ludzi. Chcą zmieniać świat. Te zawody mają różne cele i funkcje społeczne, stąd nasz spór w zakresie wartości. Na pozostałych poziomach to poszukiwanie przyczyn obezwładniającej niechęci redaktora Wildsteina, które jest – teraz przyznaję – równie jałowe, jak zastanawianie się, dlaczego Dostojewski nie lubił Polaków.

Mój polemista poczynił kilka założeń dotyczących mojej skromnej osoby, aby zgrabnie przykleić mi etykietkę i odstawić na zakurzoną półkę z napisem „Korporacja”. Ale źle trafił. Ponieważ ja wiem więcej o sławnym redaktorze niż on o mnie, pozwólmy na wyrównanie szans. Rzeczywiście studia kończyłem dawno, pod koniec lat 80.

Prawa karnego uczył mnie dr Janusz Kochanowski, a prawa rolnego – profesor Andrzej Stelmachowski. Prawoznawstwa i wstępu do teorii prawa – dr Piotr Winczorek, obecnie stały współpracownik „Rzeczpospolitej”. Na początku lat 90., już jako aplikant adwokacki, douczałem się na Uniwersytecie Londyńskim i uzyskałem z niemałym trudem tytuł Magistra Legum (LLM).

Douczam się także teraz w ramach obowiązkowego szkolenia adwokatów (czy dziennikarze, szczególnie bez dyplomu, też mają taki obowiązek?).

Nie jestem „prominentnym przedstawicielem korporacji adwokackiej”. O ile przez korporację określa się samorząd zawodowy – ja nigdy nie pełniłem żadnej funkcji w samorządzie. Od dziesięciu lat jestem w kancelarii radcowsko-adwokackiej, a więc w kwestii połączenia zawodów zagłosowałem już dawno nogami.

Otwieram dostęp do zawodu wielu studentom prawa, zatrudniając prawników bez aplikacji i pomagając im zdać egzaminy wstępne. Mam trzech aplikantów. Nie korzystam z żadnego monopolu, codziennie konkuruję na wolnym rynku z adwokatami, radcami prawnymi, prawnikami zagranicznymi i doradcami podatkowymi z Polski i zagranicy.

Autor jest adwokatem, partnerem Clifford Chance Janicka, Namiotkiewicz, Dębowski i Wspólnicy w Warszawie

Grzegorz Namiotkiewicz

Adwokaci bronią klientów najlepiej jak potrafią

9 lipca 2008

Bronisław Wildstein

Państwo prawa czy prawników

1 sierpnia 2008

Piotr Winczorek

Prawnicy w państwie prawa 4 sierpnia 2008

W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"