Telefon służy tylko jednemu: zaproszeniu klienta do kancelarii.
Przedwczoraj władze adwokatury wyraziły zaniepokojenie stosowaniem podsłuchów wobec obrońców. Ujawnione przez media przypadki (por. „Rz” z 13 listopada 2009 r.: [link=http://www.rp.pl/artykul/391351.html]„Znani mecenasi na podsłuchu”[/link]) są dla nich przykładem wyjątkowego pogwałcenia praw do obrony oraz tajemnicy adwokackiej. Samej potrzeby kontroli operacyjnej wobec konkretnych podejrzewanych nie negują, wskazują natomiast, że nie może iść za tym nadużywanie czy łamanie prawa. Wyjaśnienia służb specjalnych i prokuratury uznali za wymijające.
Jak sobie radzą z tym problemem konkretni adwokaci?
[srodtytul]Komórka bez baterii [/srodtytul]
– Jestem adwokatem dopiero od pięciu lat, a już kilka razy spotkałem się z podsłuchiwaniem adwokatów – mówi Maciej Burda z Krakowa. – Jakie było moje zdziwienie, gdy w aktach lokalnej, ale głośnej sprawy o samowolę budowlaną przeczytałem stenogramy moich rozmów z klientem. Dla mnie nie jest to jednak problem, przestrzegam zawodowego BHP: nie rozmawiam o ważnych sprawach przez telefon. Przecież gdyby nawet nie było legalnych podsłuchów, to mogą być jakieś nieformalne.