Niepewność wynika z niejasności w [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=38D5C7211EA1D622F36619DBD7CA0D5C?id=232158]ustawie o licencji syndyka[/link] i rozbieżnej interpretacji sądów upadłościowych. Do tego dochodzi brak dostatecznej liczby syndyków z licencją.
Wprawdzie we wtorek odbędzie się w Sejmie I czytanie noweli ustawy o licencji syndyka (autorstwa Senatu), która ma tę niepewność usunąć, ale raczej nie stanie się ona prawem do 10 października. Tego zaś dnia mija trzyletni, przejściowy okres, przez jaki ustawa o licencji syndyka z 2007 r. dopuściła syndyków bez licencji. Otóż nie powiedziała ona, czy ci przejściowi syndycy mają prowadzić postępowania do ich zakończenia. Takie prawo mają zaś zapisane syndycy "starsi", wyznaczeni jeszcze przed wprowadzeniem licencji.
Niektóre sądy upadłościowe, np. lubelski czy największy w kraju – warszawski, zapowiedziały już, że będą odwoływać po 10 października syndyków, którzy nie uzyskają do tego czasu licencji.
Będą to robić poszczególne składy w poszczególnych sprawach, ale sędzia Cezary Zalewski, zastępca szefa warszawskiego sądu upadłościowego (dla lewobrzeżnej Warszawy), powiedział "Rz", że sędziowie będą prezentować raczej jednolite stanowisko, tym bardziej że są argumenty, iż syndycy przestaną nimi być z mocy prawa. W jego sądzie dotyczyć to może ok. 50 syndyków.
Inaczej jest w Rzeszowie. – Jesteśmy zdania, że powołany do sprawy syndyk ma prawo ją prowadzić do zakończenia – mówi sędzia Paweł Janda, szef tamtejszego sądu upadłościowego. W Rzeszowie jest jednak znacznie mniej upadłości i może to dotyczyć trzech – czterech syndyków. Podobne stanowisko zapowiedziały sądy w Olsztynie, Gdańsku i Krakowie.