Jeden z więźniów osadzonych w Warszawie pozwał Skarb Państwa o odszkodowanie za warunki odsiadywania kary. Na świadków wskazał m.in. mężczyzn, z którymi siedział. Proces w tej sprawie nie może się jednak normalnie toczyć, bo jeden ze świadków zniknął. Uciekł z aresztu śledczego, a dokładnie z miejsca pracy, do której był dowożony zza krat.
To pokrzyżowało trochę szyki sądowi cywilnemu w procesie odszkodowawczym. Ale i z tym problemem Temida sobie poradziła. Sąd wydał bowiem „zobowiązanie", w którym nakazał pełnomocnikowi powoda, by ten w terminie tygodnia wskazał adres świadka pod rygorem pominięcia dowodu z jego zeznań.
– To jest dopiero rygor procesowy i wyzwanie dla adwokata z urzędu! – żartowali z tej decyzji stołeczni adwokaci.
Czy sąd miał prawo wezwać pełnomocnika powoda do wskazania adresu świadka uciekiniera? W tym konkretnym przypadku to przecież osoba będąca w dyspozycji organów państwa. A te, pozwalając na ucieczkę, nie dopełniły swoich obowiązków.
Sędziego Marcina Łochowskiego, rzecznika Sądu Okręgowego Warszawa-Praga, który na co dzień orzeka w sprawach cywilnych, takie zobowiązanie wcale nie dziwi.