O wykrytym błędzie poinformowaliśmy Ministerstwo Finansów, które, mimo że umowa z Litwą obowiązuje kilkanaście lat, nie zauważyło różnic między jej polską i angielską wersją.
Według art.14 umowy z 20 stycznia 1994 r. polski rezydent podatkowy wykonujący na Litwie wolny zawód lub inną podobną działalność płaci PIT na Litwie. Zgodnie z jego polską wersją językową jest to jednak możliwe tylko wtedy, gdy ma tam tzw. stałą placówkę, czyli własne biuro.
I tu pojawia się niespodzianka. Z dalszej części polskiego tłumaczenia art. 14 umowy wynika bowiem, że stałą placówkę za granicą ma ten, kto przebywa tam przez okres nieprzekraczający 183 dni w ciągu 12 kolejnych miesięcy. Oznacza to, że polski lekarz, prawnik czy księgowy zapłaci PIT na Litwie, gdy będzie tam krócej niż pół roku. Ci, którzy się do tego zastosują, mogą jednak wpaść w pułapkę. Wystarczy bowiem sięgnąć do treści umowy w języku angielskim, aby się przekonać, że powinno być dokładnie odwrotnie. Wynika z niej, że o stałej placówce może być mowa dopiero wtedy, gdy podatnik przebywa na Litwie dłużej niż 183 dni w roku. Błąd w tłumaczeniu mogą wykorzystać nasi urzędnicy skarbowi, żądając, na podstawie polskiej wersji umowy, PIT od konsultanta, który na Litwie pracuje ponad sześć miesięcy, a nie posiada certyfikatu tamtejszej rezydencji podatkowej. Nie ma wątpliwości, że nasi rodacy woleliby płacić podatek na Litwie. Jego stawka dla wolnych zawodów wynosi tam bowiem tylko 15 proc. i jest to podatek liniowy.
Jeśli z różnych wersji językowych jednej umowy wynikają różne treści, decydująca jest wersja angielska. Mówi o tym również art. 31 umowy polsko-litewskiej. Podatnicy, od których nasze władze skarbowe zażądałyby PIT, mimo że np. od roku na stałe przebywają i wykonują wolny zawód na Litwie, mogliby się więc powołać na tekst angielski i spór zapewne by wygrali.
- Problem w tym, że najpierw musieliby podatek zapłacić, a dopiero potem walczyć o zwrot - uważa Andrzej Marczak, doradca podatkowy w KPMG.