75 lat poza kończeniu wojny właśnie pamięć o wojnie staje się szczególnie ważna. Paradoks tej pamięci polega przecież na tym, że wspominamy tamte tragiczne wydarzenia, w jakimś stopniu dlatego, że chcemy uniknąć wojny na przyszłość. Pamięć rodziców, pamięć dziadków chociażby, przekazana wnukom zabezpiecza świat przynajmniej trochę od pochopnych decyzji politycznych. Być może ta pamięć o wojnie jest potrzebna Zachodowi szczególnie teraz, kiedy każdy dzień na Bliskim Wschodzie wydaje się chodzeniem po linie. Tymczasem ta pamięć zaciera się na naszych oczach wraz z kolejnymi mijającymi rocznicami. My myślimy „wszystko jest opasane”, „prawda jest znana” a na Kremlu zaczyna się nowy etap kombinowania jak przepisać kilka ważnych stron w historycznych księgach.
Okazało się, że obchody rocznicy wyzwolenia obozu, ale także obchody zakończenia II wojny światowej w tym roku będą wielka rozgrywką polityczną. Czeka nas wielka batalia o politykę, którą zaczął w ostatnich dniach poprzedniego prezydent Rosji Władimir Putin. Amunicją w tej walce będzie historia. Nie pierwszy to raz to ona ma decydować o przyszłości.
Przeczytaj też: Michał Szułdrzyński: Rząd i opozycja muszą mówić o Rosji jednym głosem
Ostatni akt tej wielkiej rozgrywki nie wygląda dla nas najlepiej i nieszczęśliwie tak się składa, że uroczystości związane z Holocaustem stały się ze względu na agresywną politykę Rosji polem ostrej politycznej rywalizacji. Dwa aspekty tej rywalizacji znamy już dzisiaj: jaki będzie skład międzynarodowych reprezentacji na uroczystościach w Izraelu i w Polsce, oraz kto się znajdzie na liście mówców, kto dostanie trybunę, by powiedzieć „swoją prawdę” o II wojnie światowej. Za sprawą ostatnich wypowiedzi płynących z Rosji coraz rzadziej chodzi bowiem o prawdę historyków i źródeł a coraz częściej o prawdę politycznej taktyki Putina. Jeśli chodzi o styczniowe obchody w to tymczasem można pokazać to symbolicznie tak: Księżna Camila będzie w Polsce ale książę Karol, następca tronu Zjednoczonego Królestwa w Izraelu. Na obchody w Izraelu, po tym jak potwierdził obecność prezydent Putin chętnie zgłosiło się sporo kolejnych delegacji. Będzie tam głos amerykański, izraelski, będzie francuski i niemiecki a polskiego nie będzie. Nie wchodzę teraz w kwestie, na ile możliwy był inny rozwój wypadków, gdyby udział prezydenta Polski był negocjowany dłużej w ciszy gabinetów a przedstawiciele Kancelarii nie stawiali swoich warunków brzegowych udziału prezydenta publicznie. Faktem pozostaje, że to, na czym zależy Polsce szczególnie – by opowiadać polską rolę w II wojnie światowej oraz nie ulegać oskarżeniom a antysemityzm zostanie na łasce i niełasce mówców, których będzie słuchał cały świat. Pytanie o głos amerykański, skoro prezydent Trump tyle razy roztkliwiał się nad historią Polski. Czy ktoś pracuje nad wymową amerykańskiego przemówienia w Jerozolimie?
Putin doskonale wyczuwa, ze jest teraz zachodowi bardzo potrzebny i wie, że nikt na Zachodzie nie będzie umierał za historię, bo z punktu widzenia zachodnich polityków polsko-rosyjskie spory o interpretacje II wojny światowej i szczególnie rolę ZSRS w tej wojnie tak wyglądają. Zachód liczy, ze Putin nie porozumie się z Chinami, że nie dogada się z Iranem, politycy państw zachodnioeuropejskich nie widzą związku miedzy poważnymi wyzwaniami dzisiejszego dnia a rozważaniami na temat roli polskiego ambasadora w Niemczech sprzed wojny Lipskiego, o czym ostatnio deliberował prezydent Rosji.