Wybory prezydenckie powinny być przesunięte przede wszystkim ze względu na konieczność pełnej mobilizacji. Sytuacja jest nadzwyczajna, świat sprzed zarazy już nie wróci i trzeba myśleć wedle innych schematów. Czy chcemy, żeby w podręczniku do historii za pół wieku ktoś napisał, że nie wykorzystaliśmy wszystkich możliwości działania, bo w czasie największego zagrożenia politycy w Polsce rywalizowali o fotel prezydenta, a ich polityczne zaplecza patrzyły na rzeczywistość pod kątem „zysku” przy urnach wyborczych?
Zbędne ryzyko
Decyzja o przełożeniu wyborów byłaby także w interesie prezydenta. Przecież do jakiegoś stopnia powinien on być obecny w codziennych sytuacjach związanych z epidemią i dopóki to nie jest konieczne, nie musi być tylko „więźniem pałacu”. Dla każdego musi być oczywiste, że aktywność prezydenta nie toczy się w ramach kampanii wyborczej. Ta szczerość postawy urzędującego prezydenta to dzisiaj klucz do tego, by jego objazdy miały państwowy sens. Dla normalnego politycznego funkcjonowania w wyjątkowych czasach Polska potrzebuje głowy państwa (piszę to z pozycji krytycznych wobec polityki prezydenta w ostatnich latach), a nie podpinającego się pod działania rządu kandydata Andrzeja Dudy. To samo odnosi się do pani prezydentowej. Powinna być w tym czasie aktywniejsza, ale nie jako żona kandydata. Powinna być poza podejrzeniem, że chce upiec na jednym ogniu dwie pieczenie: być dobrą prezydentową i pomóc mężowi w kampanii. Czasami w polityce pojawiają się sytuacje „albo-albo” i prezydent oraz jego obóz polityczny właśnie w takiej sytuacji się znaleźli. Mogą poważnie zwiększyć efektywność swego działania –pociągnąć za sobą ludzi przykładem i postawą bezinteresowności. Ale bądźmy realistami, to się może udać tylko, gdy przesuniemy wybory w czasie. Decyzja jest taka: albo wikłamy skołataną kłótniami Polskę w czasach walki z wirusem w polityczną rozgrywkę w kampanii prezydenckiej, albo ktoś z obozu władzy powie dość wobec wyborczego danse macabre w czasach niebezpieczeństwa i dostrzeże szerszą perspektywę.
Drugim powodem, dla którego wybory powinny zostać przesunięte jest sprawa zasadnicza: zmniejszenie ryzyka roznoszenia wirusów. Wybory oznaczają konieczność zaangażowania wielu osób do organizacji kampanii, a potem do przygotowania lokali wyborczych, liczenia głosów itd. To czyste szaleństwo. Wystarczy poczytać opinie epidemiologów, które nie pozostawiają wątpliwości: nawet jeśli dzisiejsze reżymy nie kontaktowania się ludzi zostaną złagodzone, to jeszcze przez minimum pół roku powinniśmy unikać wielkich zgromadzeń czy niepotrzebnych spotkań.
Trzeci powód, dla którego wybory powinny być przesunięte jest prosty: dzisiaj nie będą sprawiedliwe. Pomijam nawet kwestie przewagi jednego z kandydatów w mediach państwowych, które praktycznie nie dają możliwości promocji przedstawicielom opozycji. Wyobraźmy sobie, że sytuacja jest bardziej normalna. Ale przecież nawet w takich warunkach nie byłoby możliwości przeprowadzenia wyborów w oparciu o zasady zagwarantowane w konstytucji i kodeksie wyborczym. Politycy stają wobec alternatywy: albo-albo. Albo sytuacja jest naprawdę poważna, stosujemy wszystkie obostrzenia i jednoczymy się w walce z wirusem, a na rozliczenia przyjdzie czas po wygranej z zarazą, albo gramy polską grę w łapki („czyje będzie na wierzchu”) do samego końca. Tylko, co ma być tym końcem?