Wiele szumu wywołała niedawna deklaracja minister zdrowia Ewy Kopacz o możliwości refundowania zabiegu zapłodnienia in vitro z budżetu państwa. Budżet państwa – to inaczej mówiąc – pieniądze ściągane w ramach podatków od wszystkich obywateli, w tym osób wierzących respektujących naukę Kościoła.
Oczywiście, państwo zrobi to, co uważa, gdyż ma ku temu środki i możliwości. Jednak w tej sprawie chodzi o wrażliwość moralną osób utożsamiających się z nauką Kościoła katolickiego. Należy wyraźnie stwierdzić, że chęć posiadania dzieci jest godna pochwały, ale nie może przybierać wymiaru za wszelką cenę i wszelkimi środkami. Chodzi o to, że punktem wyjścia do dyskusji na temat stosowania biotechnologii staje się nie idea godności osoby ludzkiej, lecz pragnienie posiadania. Tymczasem godność osoby jest wartością najwyższą! Oznacza to, że osobę należy traktować nie przedmiotowo, lecz jako podmiot naszych odniesień.
Nauka Kościoła uważa sztuczne zapłodnienie za niegodziwe samo w sobie i sprzeczne z godnością rodzicielską i jednością małżeńską. Wynika z tego, że pochodzenie osoby ludzkiej winno być efektem wzajemnego oddania się małżonków, a nie rezultatem manipulacji biologicznych i medycznych. Dziecko ma prawo do poczęcia w małżeństwie i za sprawą aktu miłości, a nie w laboratorium. Już dzisiaj świat bioetyków przestrzega, że przyszłościowa produkcja dziecka na zamówienie – godząc w jego niezbywalną godność i podstawowe prawa – będzie przypominać ogląd eleganckich motocykli, które się zakupi.
Na potwierdzenie tezy warto odnotować ogłoszenie przez Iona Harrisa w 1999 roku internetowej aukcji komórek jajowych pobranych od najpiękniejszych modelek świata. Aukcja miała być pomocą dla małżeństw bezdzietnych w spełnieniu ich marzenia posiadania dziecka o najwyższym standardzie urody i inteligencji. Ojciec pierwszego francuskiego dziecka z probówki Jacques Testart w książce „Przejrzysta komórka” pisze ironicznie, że laboratoria będą w stanie zagwarantować gotowy „produkt” zgodny z normami unijnymi. Jak w sklepie zoologicznym będzie można dokonać wyboru dziecka z kondycją fizyczną, kolorem oczu i włosów. W Australii już promuje się naukowców opowiadających się za rozszerzeniem prawa rodziców do selekcji dzieci poczętych in vitro w zależności od pożądanych cech. Julian Savulescu nazywa tę propozycję „prokreacyjną dobroczynnością”.
Za Savulescu poszedł Peter Singer, twierdząc, że godność przynależna jest tylko tym osobom, które posiadają pełną autonomię. Dlatego dzieci w fazie prenatalnej jej nie mają. Takie podejście stwarza niebezpieczeństwo handlu ludzkimi komórkami. Zdarzały się przypadki, że kiedy zabrakło dawców nasienia, jeden z instytutów położnictwa zaczął płacić chętnym mężczyznom. Tym sposobem znalazło „pracę” 400 osób. Zachowania te są niezgodne ze stanowiskiem Komitetu Ekspertów Rady Europy nieakceptującym motywacji finansowych. Poza tym nikt nie wspomina, że pierwsze próby bardzo kosztownego zapłodnienia in vitro zazwyczaj są nieudane i pociągają za sobą zniszczenie ludzkich embrionów. Czymś niestosownym jest także wprowadzanie opinii publicznej w błąd, in vitro jest metodą leczenia ludzkiej bezpłodności. Można gołym okiem zobaczyć, że po zapłodnieniu pozaustrojowym bezpłodna para w dalszym ciągu pozostaje parą bezpłodną.