Wojna z talibami na serio

W Afganistanie Zachód zderza się z przeciwnikiem, z którym nie sposób się dogadać. Trzeba walczyć na serio, a tragiczne konsekwencje tej walki są w stanie znieść tylko niektóre państwa NATO – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 26.08.2008 03:49

Wojna w Afganistanie to także nasza wojna. Pokazał to premier Donald Tusk, odwiedzając oddziały tuż po śmierci trzech naszych żołnierzy. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski przypomniał z kolei, że w „Afganistanie nie możemy przegrać”.

Ostatnie symboliczne wydarzenia – oprócz ataku talibów na Polaków także śmierć dziesięciu Francuzów w zasadzce i zamach na trzech Kanadyjczyków – na nowo wywołały w Europie wezwania do zakończenia interwencji. Tym silniejsze, że kryzys wewnętrzny narasta w sąsiadującym z Afganistanem Pakistanie.

Zachodnia opinia publiczna staje wobec dwóch sprzecznych racji – lęku przed grzęźnięciem w krwawej wojnie „nie do wygrania” i głosem rozumu, że pozostawiony fanatykom islamskim Afganistan szybko na nowo stanie się imperium al Kaidy. Tej, która pokazała 11 września 2001 r., że potrafi dosięgnąć ludzi Zachodu w ich własnym domu.

Piszę o krajach Zachodu, choć faktycznie tego typu operacje są głównie dziełem USA. Nawet w wypadku Afganistanu – gdzie interwencja odbywa się pod sztandarem NATO – problemem jest niechęć najważniejszych państw sojuszu do zwiększania swoich kontyngentów.

Polska poważnie potraktowała sojusznicze zobowiązania w Iraku i teraz równie serio podchodzi do misji w Afganistanie. Ale już Niemcy odmawiają udziału swoich oddziałów w bezpośrednich walkach. Można by uznać argument, że obawiają się, iż ich udział przypomni niektórym czasy II wojny światowej – gdyby nie to, iż w czasie kryzysu bałkańskiego niemieckie samoloty bojowe uczestniczyły w operacji przeciw Serbii. Walki z talibami unikają także inni członkowie NATO, którzy mają silne ruchy pacyfistyczne (Hiszpanie, Włosi, Węgrzy, Czesi, Norwegowie czy Rumuni).

Czy talibowie, atakując zachodnich żołnierzy w Afganistanie, biorą pod uwagę nastroje w ich macierzystych krajach? Udany i krwawy atak islamistów na francuskich żołnierzy wzbudził we Francji falę niechęci do udziału w afgańskiej wojnie. Pierre Moscovici, rzecznik do spraw zagranicznych głównej partii opozycyjnej – socjalistów – natychmiast zareagował na tragedię deklaracją, że afgańskiego konfliktu nie można wygrać jedynie środkami wojennymi.

Polska powinna zaproponować szczyt liderów państw NATO i zapytać ich, co zamierzają dalej robić w Afganistanie

Trzeba jednak pamiętać, że konflikt w Afganistanie nigdy nie był wyłącznie operacją militarną. Wsparcie USA i innych państw Zachodu dla rządu Hamida Karzaja jest ogromne. Problem w tym, że budowanie demokracji z biernie przyglądających się starciom Afgańczyków jest trudne.

W tej sytuacji hasło „nie wystarczy tylko pomoc wojskowa” to słuszny banał. Konieczna jest skuteczna walka z talibami, aby zwykli Afgańczycy wiedzieli, że budowanie nowego ładu ma jakiś sens. To właśnie wrażenie, że NATO straci militarną przewagę nad talibami, niweczy szanse na tak oczekiwaną przez Pierre’a Moscoviciego – „społeczną i gospodarczą” odbudowę Afganistanu.

Także pomysł, aby w odpowiedzi na ataki talibów pozyskać kraje muzułmańskie do udziału w interwencji, jest pozornie racjonalny. Nawet ci przywódcy państw islamskich, które obawiają się al Kaidy, raczej nie zdecydują się na wysłanie do Afganistanu wojsk, aby nie zyskać w ten sposób opinii zdrajców kolaborujących z „niewiernymi”.

Zachód musi więc w Afganistanie o swoje bezpieczeństwo walczyć sam, w dodatku zbyt szczupłymi siłami. Amerykanie, nie mając tam dostatecznie dużych wojsk lądowych, zbyt często używają lotnictwa bombowego, co powoduje śmierć cywilów. Państwa Europy Zachodniej zaś odwrotnie – w ich standardach nie mieści się interwencja zbrojna, bo uważają, że każdy konflikt można rozwiązać za pomocą rokowań.

Tyle tylko, że w Afganistanie Zachód zderza się z przeciwnikiem, z którym nie sposób się dogadać. Trzeba walczyć na serio, a tragiczne konsekwencje tej walki są w stanie znieść tylko niektóre państwa NATO. Doskonale wiedzą o tym talibowie. To nie są prymitywni brutale z gór. Ich analitycy – a są nimi często wykształceni na Zachodzie przedstawiciele elit – dokładnie obserwują rozdźwięki między krajami NATO. I wykorzystają każdy przejaw słabości.

Polska powinna zaproponować szczyt liderów państw NATO. Czas na poważne zastanowienie się, jak odzyskać inicjatywę w wojnie z talibami. Byłby to kolejny test, ile jeszcze znaczy zasada solidarności państw paktu północnoatlantyckiego.

Ponieważ sami jesteśmy zaangażowani w ten konflikt, mamy prawo twardo pytać naszych partnerów, jak zamierzają reagować na wzrost aktywności talibów. Musimy to wiedzieć także dlatego, że porażka Zachodu w Afganistanie będzie miała wpływ również na bezpieczeństwo Polski.

Wojna w Afganistanie to także nasza wojna. Pokazał to premier Donald Tusk, odwiedzając oddziały tuż po śmierci trzech naszych żołnierzy. Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski przypomniał z kolei, że w „Afganistanie nie możemy przegrać”.

Ostatnie symboliczne wydarzenia – oprócz ataku talibów na Polaków także śmierć dziesięciu Francuzów w zasadzce i zamach na trzech Kanadyjczyków – na nowo wywołały w Europie wezwania do zakończenia interwencji. Tym silniejsze, że kryzys wewnętrzny narasta w sąsiadującym z Afganistanem Pakistanie.

Pozostało 88% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!