[b]Do księgarń trafił właśnie trzeci tom "Błysków". Cytuje tam pani Baudelaire'a, który powiedział, że pracować należy jeśli nie z zamiłowania, to z rozpaczy. Ostatecznie praca mniej nudzi niż zabawa. Czym dla pani jest pisanie?
Julia Hartwig:[/b] Gdy naczynie jest przepełnione, trzeba z niego trochę ulać. Myślę, że w moim przypadku tak właśnie jest, że gromadzące się przemyślenia, obrazy, emocje, szukają jakiegoś sformułowania, zaistnienia, klarowniejszego i utrwalonego bytu. Na papierze przybiera to formy bardzo różnorodne: notatki, eseju, wiersza.
[b]Czy z tego właśnie zrodziły się "Błyski"?[/b]
"Błyski" wynikły z potrzeby zapisania refleksji, które są niejako w stanie jeszcze niegotowym, otwartym. I tym zapewne różnią się od aforyzmów i złotych myśli, których skończona i często dydaktyczna lub umoralniająca zamknięta forma jest mi obca. "Błyski" są szeroko otwarte, nieskrępowane tematem, dopuszczają wahanie i dalszą kontynuację w odbiorze czytelnika.
[b]"Nawet w nekrologach nie spotykam już znajomych" – czytamy. Jak ważne są dla pani ironia i dystans do samej siebie?[/b]