Polska uczy równości

Polki mogły dziedziczyć ziemię, a podczas rozbiorów podtrzymywały tożsamość narodową. Przyznanie im praw wyborczych w niepodległej Polsce było oczywiste – uważa doktor socjologii Barbara Fedyszak-Radziejowska

Aktualizacja: 20.11.2008 08:03 Publikacja: 20.11.2008 03:58

Barbara Fedyszak-Radziejowska

Barbara Fedyszak-Radziejowska

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

Jesienią 1918 r. naczelnik państwa Józef Piłsudski wydał dekret o ordynacji wyborczej do Sejmu, który stanowił: „Wyborcą jest każdy obywatel bez różnicy płci. Wybieralni do Sejmu są wszyscy obywatele/lki”.

90. rocznicę przyznania praw wyborczych kobietom w Polsce chcą uczcić feministki. 28 listopada organizują uroczystą konferencję w Sejmie. Natomiast Klub Lewica chce, by posłowie przyjęli uchwałę: „Sejm RP przypomina walkę i pracę polskich sufrażystek i emancypantek, uznając, że nie ma demokracji bez udziału w niej polskich kobiet”.

[b]Rz: Feministki i lewica chcą, by w rocznicę przyznania Polkom praw wyborczych, Sejm przyjął uchwałę przypominającą „walkę i pracę polskich sufrażystek i emancypantek”. Mamy powody, by tak fetować to święto? [/b]

[b]dr Barbara Fedyszak-Radziejowska:[/b] Bardzo wcześnie przyznano kobietom w Polsce prawo wyborcze, dużo wcześniej niż w Wielkiej Brytanii, Francji czy Szwajcarii. Wcześniej nawet niż w USA. Ale nie z powodu walk toczonych przez sufrażystki, tylko specyficznych, kulturowych uwarunkowań. Polskie kobiety nie zdają sobie sprawy, jak dalece ich poczucie równości wobec mężczyzn wyrasta z naszej przeszłości. Nie oznacza to równości rozumianej jako identyczność noszonych mundurków: czyli identyczność zachowań, systemów wartości, tożsamości. Chodzi o poczucie równości pomimo odmienności.

To zjawisko pojawia się nawet w rodzinie chłopskiej, najbardziej tradycyjnej i w obiegowych sądach uważanej za patriarchalną. Rozmawiałam kiedyś w Oslo z profesor etnologii, autorką książki "Dostosowująca się płeć", która kwestionowała, a nawet protestowała przeciwko obyczajowi dostosowywania się kobiet do okoliczności macierzyństwa, męża, dzieci. Traktowała tę cechę kobiet jako mankament, barierę w korzystaniu z pełni praw. Zapytała mnie oburzona – pewnie uznając mnie za konserwatystkę z katolickiej Polski – dlaczego nie mam pretensji do mężczyzn, bo przecież to oni zawsze chodzili na polowania i wojny, a myśmy zostawały w domu. Taka była jej norweska perspektywa.

[b]A nasza nie? [/b]

Odpowiedziałam jej, że u nas wojna miała bardzo egalitarny charakter, ponieważ przychodziła do domów. Nikt nigdzie nie musiał wychodzić, ruszać na podbój, nieszczęścia wojenne przychodziły do nas. W tej kwestii polskie kobiety nie miały poczucia dyskryminacji.

Ale wróćmy do chłopskiej tradycji. Książka pani profesor opowiada też o patriarchalnych rodzinach norweskich protestantów, w których ziemię dziedziczył syn i tylko on. Córka nie miała na to szans. W Wielkiej Brytanii jeszcze bardziej bezwzględnie chroniono własność jako całość, tam dziedziczył tylko jeden, najstarszy syn. Co zaowocowało imperialnym rozwojem Brytanii, bo reszta szukała ziemi za oceanem. Prawo dziedziczenia miało więc ogromny wpływ na budowanie tożsamości kulturowej i obyczajowej społeczeństw.

Otóż w Polsce kobieta mogła dziedziczyć ziemię. Mamy rozdrobnioną strukturę agrarną, bo w zasadzie wszystkie dzieci miały prawo do jakiegoś uposażenia. A nie ma mocniejszego fundamentu poczucia równości, jak uczestnictwo w dziedziczeniu majątku. Polki to po prostu zawsze miały. Dyskryminacji kobiet, jak na dawne czasy, nie było.

[b]Była równość?[/b]

Inaczej. Zostaliśmy ukształtowani w tradycji dziedziczenia, w której i kobiety, i mężczyźni mieli w stosunku do siebie większe poczucie partnerstwa. Partnerstwa, a nie pełnej równości. To sprawiło, że Polki nie były tak bardzo motywowane do gwałtownego domagania się równości.

Po drugie religia, w obszarze której funkcjonowaliśmy, znalazła formułę dowartościowania kobiet poprzez kult maryjny. Przecież feminizm w krajach katolickich jest słabszy niż w protestanckich. To nie u nas zrodziły się sufrażystki i ruch wyzwolenia kobiet. Protestantyzm, choć pastor może mieć żonę, jest znacznie bardziej patriarchalny. Zbudowany na silnej dominacji Boga Ojca. Maryi, jako ważnej postaci, tam po prostu nie ma.

Po trzecie wspomniane wojny i powstania sprawiały, że kobiety pełniły ważne role także w typowo męskim świecie – funkcje opiekuńcze wobec ciągle rannych mężczyzn, łączność, komunikacja, to też wzmacniało poczucie partnerstwa. A gdy mężczyźni trafiali do więzień lub na Syberię, kobiety musiały odnaleźć się w roli znacznie bardziej męskiej, niż by może chciały.

[b]Kobiety też podejmowały walkę. [/b]

Tak. Gdy nie było własnego państwa odpowiadały za edukację, tożsamość religijną i narodową. Od XIX wieku począwszy, po komplety w wieku XX, nie mówiąc o łączniczkach w Powstaniu Warszawskim. Z tradycyjnej odmienności ról społecznych w Polsce nie wynikała wyrazista wyższość mężczyzny i podległość kobiety. Przez ponad sto lat rozbiorów Polacy nie mieli państwa, więc tradycję, kulturę i język polski podtrzymywano poprzez społeczności lokalne i wspólnoty rodzinne. To kobieta uczyła języka czy tradycji, gdy mąż był w polu lub zarabiał na utrzymanie, i równocześnie zastępowała państwo w całym procesie przystosowania do bycia Polakiem, podtrzymania tożsamości narodowej. To też nadawało jej znaczenie.

Podsumowując to wszystko, nie było nic dziwnego w tym, że kobiety w parę dni po odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 roku otrzymały prawo wyborcze. Nie musiały o nie walczyć, ono się im w oczywisty sposób należało.

[b]Ale komuś musiało przyjść do głowy, by je kobietom dać, to nie było powszechne.[/b]

O, przepraszam – budując demokratyczne państwo panowie najwyraźniej nie mieli potrzeby dominacji nad kobietami i w naturalny sposób włączyli je w społeczność obywateli. Może tak ich wychowałyśmy…? Minione sto lat tak zdefiniowało role kobiet i mężczyzn, że wraz z odzyskaniem niepodległości wszyscy poczuli się obywatelami. Kobiety nie musiały manifestować, protestować i krzykiem domagać się praw wyborczych. Nie było takiego problemu. Polskie społeczeństwo uznało to za oczywiste.

Na własne oczy zobaczyłam kiedyś, że kobiety nie muszą w Polsce walczyć z mężczyznami o równość, bo oni uznają ją za dość oczywistą. Na początku lat 90. byłam na zjeździe rolników na Jasnej Górze. Przyjechał też wiceminister rolnictwa, który przedstawił projekt ustawy o izbach rolniczych, ważnej strukturze samoorganizacji rolników. Z projektu wynikało, że w wyborach do izb może brać udział tylko kierownik gospodarstwa. A formalnie kierownikiem gospodarstwa w Polsce najczęściej jest mężczyzna. Reakcja była niesamowita, bo wychodzili wąsaci chłopi, nawet po sześćdziesiątce, i do ministra mówili: “Moja żona to taki sam rolnik, jak ja! Jak pan może jej odbierać prawo głosu?! Mowy nie ma! ”. I wywalczyli, że w wyborach do izb bierze udział i mężczyzna, i kobieta.

[b]Ale cały czas Polki walczą, żeby nie zarabiać mniej, żeby awansować…[/b]

Pani mówi o czymś innym. Nie o poczuciu bycia zdominowaną, tylko o dyskryminacji w sferze zawodowej. Analizy zarobków czy udziału we władzach nie są w Polsce tak korzystne, jak np. w Norwegii, gdzie istnieje tzw. kwotowanie kobiet (procent jaki muszą stanowić w strukturach władzy różnych publicznych instytucji). Jednak odpowiedź na pytanie o przyczynę tych nierówności w Polsce jest złożona. Bo czy rzeczywiście kobiety mają poczucie, że nie zostają dyrektorami, ponieważ im się to utrudnia? Czy też odmawiają (i nie awansują) bo w pewnej fazie życia, szczególnie wtedy, gdy opiekują się dziećmi, nie chcą być dyspozycyjne? Czy jest to dla nich dyskryminacja, czy wolny wybór? Urodziłam trójkę dzieci i konsekwencje tego były moim wyborem. Ale zdaję sobie sprawę, że istnieje u nas dyskryminujące przyzwolenie na szczególną relację mężczyzny – zwierzchnika i całkowicie dyspozycyjnej wobec niego kobiety, np. w roli zastępcy, a nawet nieformalnej sekretarki.

[b]Zatem trzeba jednak walczyć z dyskryminacją w Polsce.[/b]

Nie wiem, czy walczyć, czy bezwzględnie domagać się merytorycznych kryteriów oceny i awansu wobec wszystkich, także kobiet. Postulat walki brzmi: "Precz z dyskryminacją kobiet". Ja wolę: "Precz z pozamerytorycznymi czynnikami awansu i kryteriami przyznawania płac i premii".

Polki nie mają świadomości, jak niezłą pozycję sobie wypracowały. Nie muszą walczyć z mężczyznami. Wystarczy, żeby walczyły o merytoryczne i uczciwie relacje zwierzchnik – podwładny, ocenianie i wynikające z tego awanse, a problemu w Polsce nie będzie. To nie przypadek, że polskie feministki ograniczają się do jednego dominującego hasła: zmiana ustawy o ochronie życia poczętego. Mamy dobrą tradycję i mamy do czego się odwoływać, nie wprowadzając nowej formy klasowej walki płci. Nie musimy wydzierać sobie ról społecznych. To nasz wspólny sukces, kobiet i mężczyzn.

Jesienią 1918 r. naczelnik państwa Józef Piłsudski wydał dekret o ordynacji wyborczej do Sejmu, który stanowił: „Wyborcą jest każdy obywatel bez różnicy płci. Wybieralni do Sejmu są wszyscy obywatele/lki”.

90. rocznicę przyznania praw wyborczych kobietom w Polsce chcą uczcić feministki. 28 listopada organizują uroczystą konferencję w Sejmie. Natomiast Klub Lewica chce, by posłowie przyjęli uchwałę: „Sejm RP przypomina walkę i pracę polskich sufrażystek i emancypantek, uznając, że nie ma demokracji bez udziału w niej polskich kobiet”.

Pozostało 94% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!