Armia grzecznych chłopców

Wielu młodych Izraelczyków straciło wiarę w ideały swoich ojców. Nie chcą za nie walczyć i umierać. Czy zatem Żydzi są ostatecznie skazani na porażkę w konflikcie z Arabami i opuszczenie Bliskiego Wschodu?

Aktualizacja: 10.01.2009 06:51 Publikacja: 10.01.2009 01:39

Izraelscy żołnierze podczas pogrzebu kolegi zabitego w walkach w Strefie Gazy

Izraelscy żołnierze podczas pogrzebu kolegi zabitego w walkach w Strefie Gazy

Foto: Reuters

Gdy piszę te słowa, izraelskie samoloty F-16 zrównują z ziemią kolejne budynki na terenie Strefy Gazy, czołgi wdzierają się coraz głębiej w to terytorium, a liczba zabitych bojowników Hamasu i palestyńskich cywilów rośnie w błyskawicznym tempie. Tu, gdzie jestem, w oddalonym o kilkanaście kilometrów od Gazy Aszkelonie, słychać stłumione odgłosy eksplozji. Widać łunę pożarów. Izrael przebudził się z letargu i okazuje swój gniew. A mimo to może przegrać wojnę.

Nie chodzi nawet o obecne starcie w Strefie Gazy. To tylko jedna z bitew dłuższej wojny, epizod permanentnego konfliktu, w którym Państwo Izrael od momentu powstania w maju 1948 roku znajduje się ze swoimi arabskimi sąsiadami. Wojna ta może potrwać jeszcze przez kilka dziesięcioleci, być może nawet wiek. Ale każda wojna ma swój koniec. Czy Izrael będzie w stanie wyjść z niej zwycięsko?

Na początek warto rozważyć przyczyny dotychczasowych militarnych sukcesów tego kraju. Umożliwiły mu one przetrwanie w – używając popularnego w Izraelu określenia – „nieprzebranym morzu wrogów”. Przewaga technologiczna? Rozsądniejsi dowódcy? Zaawansowana strategia? Lepiej wyszkoleni żołnierze? Wsparcie Stanów Zjednoczonych? Na pewno tak, ale wszystko to są przyczyny drugorzędne.

Tak naprawdę Izraelczycy wygrywali, bo wierzyli w siebie. Stworzenie, a następnie obronę istnienia własnego państwa uważali za wartość najwyższą, dla której konieczna jest ofiara z życia. Tak myśleli nie tylko idący na wojny izraelscy żołnierze – pokolenia twardych kibucników i pionierów natchnionych ideą budowy Erec Israel – ale także całe społeczeństwo, gotowe na poświęcenia i straty w imię wyższych celów.

Właśnie dlatego, a nie tylko dzięki lepszym karabinom, Izraelczycy odnosili swoje zwycięstwa w kampaniach w latach 1948 i 1956 czy wreszcie w będącej militarnym dziełem sztuki wojnie sześciodniowej. Jeszcze w 1973 roku udało im się zwyciężyć. Potem było już jednak coraz gorzej. Aż wreszcie przyszła przegrana wojna w Libanie w 2006 roku i obecna nieudolna operacja w Strefie Gazy przeciwko Hamasowi.

Minęły bowiem dwa tygodnie, a armii izraelskiej nadal nie udało się zrealizować nawet celu minimum, czyli na tyle dać w kość tej organizacji, żeby zaprzestała ostrzału rakietowego południowego Izraela. Nie pomogły naloty ani zajęcie niezaludnionej części Strefy przez czołgi. Rakiet spada coraz więcej i ich zasięg jest coraz większy. Izraelczycy boją się zaś wkroczyć do twierdzy Hamasu – miasta Gazy, co jest jedynym sposobem na pokonanie organizacji. W prasie już pojawiły się ostrzeżenia przed nowym Stalingradem...

[srodtytul]Z dala od kłopotów[/srodtytul]

Wygląda na to, że izraelscy żołnierze są tylko cieniem swoich dziadków i ojców, którzy niegdyś walczyli w tych samych mundurach. Czasami kilka zaobserwowanych obrazków może powiedzieć więcej niż obszerny elaborat i dziesiątki argumentów. Oto charakterystyczne sceny, których byłem świadkiem w ciągu ostatnich dni.

Przed lądową inwazją na Strefę Gazy pojechałem nad granicę do miejsca, w którym do akcji szykowały się oddziały pancerne. Czołgi stały na rozległym polu otoczonym ze wszystkich stron przez zarośla i drzewa. Padał deszcz, wszystko tonęło w błocie. Obok czołgów ustawiono równym rzędem kilka kabin toi toi. W innym kolorze dla kobiet, w innym dla mężczyzn. Żołnierze z karabinami szturmowymi na plecach ustawiali się w kolejce, aby zrobić siusiu.

Następnego dnia spędziłem kilka godzin z żołnierzami, którzy walczyli z palestyńskim tłumem w miejscowości Ni’lin na Zachodnim Brzegu Jordanu. Z jednej strony sypały się kamienie. Z drugiej – granaty gazowe i gumowe kule. Gdy bojówkarze poszli na modły do meczetu i nastąpiła przerwa w walkach, żołnierzom wydano obiad. Kawałek mięsa, ryż i owoce na jednorazowych tackach. Po posiłku jeden z nich wziął plastikowy worek na śmieci i obszedł całą pozycję. Wszyscy grzecznie wrzucili tacki i skórki od mandarynek do środka.

Podobne wydarzenia jak w Ni’lin rozegrały się w obozie dla uchodźców Szuafat we wschodniej Jerozolimie. Gdy przybyłem na miejsce, było już po wszystkim. Podnieceni żołnierze pokazywali mi filmiki z zamieszek, które nagrali, korzystając z telefonów komórkowych. W pewnym momencie jeden z aparatów zadzwonił. Chudy chłopak z wystającym jabłkiem Adama odszedł na bok, ale i tak doleciały do nas strzępy rozmowy: – Tak, mamo, oczywiście. Tak, uważam na siebie. Tak, będę się trzymał z dala od kłopotów.

Znany izraelski historyk wojskowości Martin van Creveld opowiadał mi kiedyś o nagraniu z kamery przemysłowej z jakiejś dyskoteki w Izraelu, które trafiło do mediów. Młodzi ludzie, jak to zwykle bywa, pokłócili się o dziewczyny. Stroną atakującą byli świeżo przybyli z Rosji imigranci. – O mój Boże, jak oni się bili! A nasi chudzi chłopcy z modnymi fryzurami byli całkowicie bezradni, nie wiedzieli, jak się zachować. Od razu pomyślałem: z tych rosyjskich Żydów da się zrobić świetnych żołnierzy. A ci nasi... ech, szkoda gadać – mówił van Creveld.

W maju 2008 roku byłem w Tel Awiwie na uroczystym koncercie z okazji 60-lecia Państwa Izrael. Na środku placu Icchaka Rabina ustawiono wielką scenę. Na początku kilkanaście tysięcy Izraelczyków odśpiewało razem z artystami hymn. Potem były patriotyczne piosenki sprzed 60 lat, przemówienia i projekcja filmu o powstaniu państwa. Tłum składał się jednak głównie z przedstawicieli starszego i średniego pokolenia. Wiele osób nosiło ordery z rozmaitych kampanii.

Obok „bawiła się” złota telawiwska młodzież z dobrych domów. Hektolitry wódki, zapach marihuany, wybuchy głośnego śmiechu i obmacujące się pary obydwu orientacji. Wymiociny i pękające butelki. Przechodzący obok starsi Izraelczycy smutno kręcili głowami.

[srodtytul]Mama dzwoni do dowódcy[/srodtytul]

Izrael kulturowo jest częścią Zachodu. Zamożne izraelskie społeczeństwo toczą te same procesy dezintegracji, jakie dotknęły społeczeństwa zachodniej Europy. Apatia. Zwątpienie we własne ideały i wartości. Niechęć do poświęceń. W Izraelu, kraju walczącym, taki stan ducha może być zabójczy.

Dziś śmierć każdego żołnierza – jego nazwisko i zdjęcie natychmiast pojawia się w prasie, a do domu jego rodziców pędzą ekipy telewizyjne – wywołuje antywojenne protesty. Dwa lata temu podczas wojny libańskiej matki żołnierzy dzwoniły podobno do dowódców swoich synów i krzyczały na nich, aby natychmiast wycofali ich z zagrożonych odcinków. Tym razem armia próbuje przeciwdziałać takim sytuacjom. Jak powiedzieli mi przed natarciem na Gazę żołnierze, rozkazano im mówić matkom, że pełnią służbę w koszarach.

Spójrzmy teraz na drugą stronę barykady. Przeludnione, kipiące jak garnek postawiony na ostrym ogniu, palestyńskie miasta i obozy dla uchodźców. Tłumy bezrobotnych, sfrustrowanych młodych mężczyzn na rogach ulic. Pękające w szwach meczety, nacjonalizm, ślepa wiara w przywódców i nienawiść do Izraela. Tężyzna fizyczna i zdecydowanie. A przede wszystkim wielki głód sukcesu i awansu. Zarówno w sensie politycznym (dążenie do własnego państwa), jak i materialnym.

Czy na dłuższą metę można wygrać wojnę z takim przeciwnikiem? Przewaga technologiczna niewiele tu pomoże. Przecież upadek wszystkich imperiów i mocarstw rozpoczął się właśnie od rozkładu wewnętrznego. A u bram zawsze stali zdeterminowani, ambitni „barbarzyńcy” gotowi dobić stary porządek i zająć jego miejsce.

[srodtytul]Zmiana pokolenia[/srodtytul]

W wypadku konfliktu między Izraelczykami a Palestyńczykami, a raczej między Żydami a Arabami, na korzyść tych ostatnich działa demografia. Nie licząc 4 milionów Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu Jordanu i w Strefie Gazy, w samym Izraelu mieszka blisko 1,4 miliona Arabów. Ich przyrost naturalny jest zaś znacznie wyższy niż wśród Żydów. Nieliczna społeczność ultraortodoksów z długimi pejsami i w czarnych kapeluszach (przeciętnie po pięcioro dzieci w rodzinie) nie uratuje sytuacji. Kiedyś w żydowskim państwie Żydzi mogą stać się mniejszością.

Problemem jest również kryzys przywództwa. W ostatnich latach na izraelskiej scenie politycznej dokonała się zmiana pokoleniowa. Odeszli twardzi politycy, wizjonerzy, których charaktery hartowały się w ogniu wojny o niepodległość w 1948 roku. Zastąpiło ich pokolenie karierowiczów, ludzi, dla których istnienie własnego państwa jest czymś oczywistym, a państwo to – tu bardzo przypominają zachowania elit politycznych III RP – jest dojną krową.

Symboliczna dla tego procesu jest ostatnia zmiana na stanowisku premiera. Na skutek ciężkiego wylewu krwi do mózgu odszedł z urzędu Ariel Szaron. Weteran wielu wojen, prawdziwy przywódca, który gotów był podejmować nawet najtrudniejsze i najbardziej niepopularne decyzje, nie oglądając się na słupki badań opinii publicznej. Chociaż był uznawany za „prawicowego jastrzębia”, dziś nawet Palestyńczycy wypowiadają się o nim z szacunkiem.

Jego miejsce zajął Ehud Olmert, były burmistrz Jerozolimy. Człowiek bez wyrazu. Polityk gabinetowy, który nigdy nie wąchał prochu. W lutym w Izraelu odbędą się przyspieszone wybory. Zamieszany w pięć, a może sześć afer korupcyjnych Olmert w atmosferze skandalu ustępuje bowiem ze stanowiska. Idzie w ślady prezydenta Mosze Kacawa, który półtora roku wcześniej musiał się podać do dymisji za molestowanie sekretarek. Tego typu afer jest w Izraelu coraz więcej.

Wydawałoby się, że w sytuacji, gdy następuje degeneracja elit politycznych, ostoją porządku i konserwatywnego etosu powinno być wojsko. Weźmy więc przykład pierwszy z brzegu: generał Haluc, szef sztabu podczas wojny z libańskim Hezbollahem sprzed dwóch lat. Gdy tylko zorientował się, że konflikt zbrojny jest nieunikniony, natychmiast pobiegł do biura maklerskiego i kazał sprzedać posiadane przez siebie akcje. Dzięki temu nie uderzył go po kieszeni spadek notowań giełdowych, które wywołała wojna. On również odszedł w niesławie.

Jednym z największych krytyków tego, co się obecnie dzieje w Izraelu, jest wspomniany prof. van Creveld. W udzielonym mi pół roku temu wywiadzie mówił: – Na papierze rzeczywiście mamy wspaniałą armię. Ale wewnętrznie jest ona przegniła. Duch bojowy całkowicie ją opuścił. Dotyczy to zresztą wszystkich Izraelczyków. Żołnierzy, generałów, polityków, tego, co nazywamy opinią publiczną. Wszystko to stało się społeczeństwem tchórzy. Kiedyś byliśmy znani ze swojej determinacji, umiejętności bojowych i gotowości do poświęceń w imię wyższych celów. Dziś nic z tego nie pozostało. Najlepiej widać to było podczas pierwszej wojny w Zatoce Perskiej w 1991 roku. Pierwszy raz w historii więcej osób straciło życie ze strachu niż wskutek działań nieprzyjaciela. Tylko trzech Izraelczyków zginęło od eksplozji irackich rakiet. A to i tak przez przypadek. Reszta to zawały serca, napady paniki, uduszenia po nieodpowiednim włożeniu maski przeciwgazowej.

[srodtytul]Ostatni atut[/srodtytul]

W ostatnich latach europejskie ambasady i konsulaty w Tel Awiwie odnotowują zaskakujące zjawisko. Tysiące młodych Izraelczyków przynoszą papiery świadczące, że ich przodkowie byli obywatelami tych państw, i występuje o przyznanie im obywatelstwa. Dotyczy to również Ambasady RP, do której zgłaszają się nawet osoby niepotrafiące wymówić słowa po polsku.Oficjalnie się mówi, że chodzi o ułatwiający podróżowanie, studia czy pracę na Zachodzie. Nieoficjalnie można jednak często usłyszeć, że polskie obywatelstwo może kiedyś się przydać do czegoś znacznie ważniejszego: – Jak zrobi się gorąco, będzie dokąd uciekać.

Jednak w Izraelu nadal jest wiele osób, które myślą zupełnie innymi kategoriami. Ich duch bojowy jest równy duchowi izraelskich pionierów z lat 50. czy 60. Widziałem takich ludzi również w ostatnich dniach w szeregach izraelskiej armii. Z reguły byli to podoficerowie i dowódcy średniego szczebla. O dziesięć – 15 lat starsi od zwykłych rekrutów.

Stwierdzenie, że upadek ducha, o którym piszę, dotyczy całego izraelskiego społeczeństwa, byłoby więc nie fair. Nie da się jednak ukryć, że ogarnia on coraz większą liczbę obywateli. Pewne procesy będzie już bardzo trudno zatrzymać. Niepokojących objawów charakterystycznych dla okresu schyłkowego pojawia się coraz więcej.

Jest jeszcze jedna kategoria Izraelczyków. To ci, którzy nadal wierzą w pokój. W niespełniony od sześciu dekad sen o trwałym porozumieniu pomiędzy Żydami a Arabami. Zakończeniu okupacji przez tych pierwszych, uznaniu przez tych drugich prawa do istnienia izraelskiego państwa. Sen o tym, że obie strony zawieszą kiedyś karabiny na kołkach i będą żyły obok siebie w pokoju. Czy jednak, choćby w świetle wydarzeń ostatnich dwóch tygodni, są to marzenia realistyczne?

Jeżeli na Bliskim Wschodzie nic się nie zmieni, słowa prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada o zniknięciu Izraela z mapy świata mogą się okazać prorocze.

Oczywiście Izraelczycy mają w ręku jeszcze jeden atut, ostatni i ostateczny: broń nuklearną. Na razie jej siła odstraszania jest skuteczna. Ale wrogowie Izraela doskonale zdają sobie sprawę z tego, że aby nacisnąć czerwony guzik, trzeba być bardzo zdeterminowanym. Tej determinacji może kiedyś zabraknąć.

Gdy piszę te słowa, izraelskie samoloty F-16 zrównują z ziemią kolejne budynki na terenie Strefy Gazy, czołgi wdzierają się coraz głębiej w to terytorium, a liczba zabitych bojowników Hamasu i palestyńskich cywilów rośnie w błyskawicznym tempie. Tu, gdzie jestem, w oddalonym o kilkanaście kilometrów od Gazy Aszkelonie, słychać stłumione odgłosy eksplozji. Widać łunę pożarów. Izrael przebudził się z letargu i okazuje swój gniew. A mimo to może przegrać wojnę.

Pozostało 96% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!