[b]"Rz": W ostatnim czasie pogorszyły się stosunki polsko-niemieckie. Kłótnia wokół szefowej Związku Wypędzonych Eriki Steinbach obciążyła relacje między Warszawą i Berlinem. [/b]
Pani Steinbach toczy bitwę o przeszłość. Uważam mimo wszystko, że stosunki polsko-niemieckie są bardzo dobre. W Polsce czołowi politycy już wiele lat temu przyznali, iż wypędzenie Niemców z ich ojczyzny po wojnie było nierównomierną reakcją. Nie oznacza to jednak, iż można cofnąć to, co się stało. Nie można też wymazać drugiej wojny światowej. Zarówno w niemieckich jak i polskich elitach politycznych są ludzie, którzy nazywają rzeczy po imieniu z pełną świadomością, że w przeszłości stało się wiele krzywd.
Natomiast związki wypędzonych chcą sprowadzić cały temat do stwierdzenia: „Ok, w przeszłości miały miejsce zbrodnie w imieniu narodu niemieckiego, my Niemcy ponosimy za to winę, na tym koniec — a teraz wasza kolei”. Dlatego uważam, iż dobrze się stało, że pani Steinbach wycofała się z władz fundacji. To pozwoli nam na wspólną pracę nad przeszłością. Bo moim zdaniem nie ma wątpliwości co do winy Niemiec, ale wypędzenia również nie były słuszne. Chcemy się wspólnie rozliczyć z historią, a nie sobie nawzajem wypominać winy.
[b]Muzeum poświęcone wypędzeniom w Berlinie nie jest wspólnym polsko-niemieckim projektem.[/b]
To może się jeszcze zmienić. Moim zdaniem młodym ludziom, którzy mają większy dystans do przeszłości, jest łatwiej się nawzajem zrozumieć i pojąć to co się wtedy stało. Jestem pewien, że młodsza generacja w obu krajach będzie się traktowała się ze sobą w bliskiej przyszłości całkowicie normalnie, tak jak Francuzi i Niemcy dziś. Nie oszukujmy się: wiele rzeczy w polityce ulega zaostrzeniu przez ludzi, którzy wyciągają z tego korzyść polityczną. Codzienność zwykłych Polaków i Niemców wygląda zupełnie inaczej.