Komisja Europejska, ogłaszając na początku listopada ubiegłego roku, że przyznana w przeszłości Stoczni Gdynia i Stoczni Szczecińskiej Nowej pomoc publiczna (blisko 5 mld zł) była nielegalna, zgodziła się, by zakłady nie zwracały jej natychmiast pod jednym warunkiem. Rząd miał podzielić majątek stoczni na małe pakiety i sprzedać je w otwartych, bezwarunkowych i niedyskryminujących przetargach, których jedynym kryterium decydującym o wyborze nabywcy miała być cena. Obie stoczniowe spółki, pozbawione już aktywów, miały zostać zlikwidowane. Nabywców należało znaleźć do końca maja, operację zamknąć do końca 2009 r.
Bruksela zgodziła się potem na trzykrotne przesunięcie terminu sprzedaży aktywów, zakładając, że polski rząd robi wszystko, by dopełnić zobowiązań. Jak pisaliśmy w „Rz”, unijna komisarz Neelie Kroes miała też zastrzeżenia do prawidłowego wykonania stoczniowej specustawy.
Pierwsze pismo w tej sprawie trafiło do ministra skarbu Aleksandra Grada już 28 stycznia. Komisarz pisała w nim, że chce mieć pewność, że stocznie od listopada ubiegłego roku nie dostają niedozwolonej pomocy publicznej, że majątek zakładów nie będzie sprzedawany w pakietach na tyle dużych, by umożliwiały nabywcy kontynuację obecnej działalności gospodarczej, oraz że zarządca kompensacji, prowadzący cały proces, działa w pełni niezależnie – choćby od państwowej Agencji Rozwoju Przemysłu.
Kroes domagała się od resortu skarbu potwierdzenia, że polski rząd będzie realizował specustawę zgodnie z wymaganiami Brukseli. Jeśli się okaże, że tak nie jest, Komisja może wystąpić do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości oraz zażądać zwrotu pomocy udzielonej stoczniom.
10 lutego Dyrekcja Generalna ds. Konkurencji KE pytała resort m.in., czy po 6 listopada 2008 r. (data wydania przez KE decyzji o zwrocie pomocy publicznej) zostały podpisane jakiekolwiek kontrakty na budowę statków, ilu pracowników zrezygnowało już z pracy w stoczniach.