Pod negocjowaną przez 14 miesięcy umową określającą status amerykańskich wojsk w Polsce (SOFA) mieli w czwartek złożyć podpisy wiceminister obrony narodowej Stanisław Komorowski i podsekretarz stanu USA ds. kontroli zbrojeń Ellen Tauscher. Jednak jak dowiedziała się „Rz” ze źródeł dyplomatycznych, Amerykanie w nocie dyplomatycznej poinformowali, że inaczej niż Polska interpretują zapisy porozumienia dotyczące jurysdykcji nad żołnierzami USA.
MSZ, MON i amerykańska ambasada odmówiły dziś jakichkolwiek informacji na ten temat. Nieoficjalnie mówiono o „błędach redakcyjnych i błędach w tłumaczeniu”. W środę z ambasadorem USA w Polsce spotkał się wiceminister Komorowski, który prowadził negocjacje w sprawie umowy. W czwartek przez cały dzień trwały w MON gorączkowe polsko-amerykańskie rozmowy, które miały przełamać impas. Włączył się w nie nawet szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski, który spotkał się z Tauscher.
Umowa SOFA (Status of Forces Agreement) określa warunki pobytu w Polsce żołnierzy, personelu cywilnego, członków rodzin i pracowników kontraktowych. Porozumienie otwiera drogę do umieszczenia w Polsce wyrzutni rakiet Patriot, które mają być obsługiwane przez 100 Amerykanów, a w przyszłości także innych jednostek USA. Ustalanie szczegółów porozumienia zajęło 14 miesięcy. Odbyło się 12 rund negocjacyjnych. Najtrudniejsza okazała się właśnie sprawa odpowiedzialności karnej amerykańskich żołnierzy bazy. Negocjacje zakończyły się w połowie listopada. Szef MON Bogdan Klich zapewnił, że Polska uzyskała korzystne warunki, które jako jedyni zdołali wcześniej wywalczyć Hiszpanie.
Polska miała uzyskać pierwszeństwo w sądzeniu amerykańskich żołnierzy, którzy nie będąc na służbie, popełniliby poza bazą przestępstwo. Na prośbę USA mogłaby się zrzec tego prawa, gdyby uznała, że sprawa nie jest dość poważna.
– Takie umowy obowiązują w wielu krajach, nie tylko w Hiszpanii. Różnice dotyczą szczegółów. Niektóre kraje, jak Węgry, automatycznie zrzekły się prawa do stawiania Amerykanów przed sądem i tylko w nadzwyczajnych okolicznościach mogą próbować je uzyskać. W praktyce to dość trudne. Można też zachować prawo do sądzenia obywatela USA i według własnego uznania, na prośbę USA, z niego rezygnować – mówi „Rz” dr Aurel Sari, prawnik z brytyjskiego uniwersytetu w Exeterze specjalizujący się w tej problematyce. Ta druga zasada obowiązuje m.in. w Hiszpanii, Niemczech czy Korei Południowej. Jednak to, kiedy kraj goszczący Amerykanów rezygnuje z prawa do ich sądzenia, nie jest jasne.