Komitet blokował śledczym dostęp do materiałów

Polscy eksperci uważają, że Rosjanie powinni zamknąć lotnisko po nieudanym lądowaniu Iła-76

Publikacja: 12.01.2011 20:30

Komitet blokował śledczym dostęp do materiałów

Foto: Rzeczpospolita

Winą za katastrofę eksperci Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) całkowicie obciążyli załogę samolotu, którą dowodził mjr Arkadiusz Protasiuk. Jednocześnie stwierdzili, że kontrolerzy pracujący na wieży lotniska Siewiernyj nie dopuścili się żadnych błędów. Komitet uznał bowiem, że lot ten miał charakter cywilny, a nie wojskowy lub cywilno-wojskowy, jak wskazywała polska strona.

 

 

 

 

Najpoważniejszym błędem załogi ma być podjęcie decyzji o lądowaniu mimo bardzo złych warunków atmosferycznych. Kontrolerzy wskazywali, że widoczność wynosiła 400 m, a pilot polskiego Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku przed Tu-154, że było to 200 m. A tupolew mógł lądować, jeśli widoczność wynosiła co najmniej 1000 m.

W raporcie podkreślano, że w ostatniej fazie lotu samolot zbyt szybko schodził na ziemię – z prędkością 8,5 m/s, czyli dwa razy szybciej niż powinien.

Mjr Protasiuk nie przerwał podejścia do lądowania mimo ostrzeżeń systemu TAWS, informującego o niebezpiecznej odległości maszyny od ziemi.

MAK wskazał, że załoga samolotu wprowadziła też błędne dane dotyczące ciśnienia. W efekcie urządzenia pokładowe wskazywały, że samolot znajduje się o 170 m wyżej niż faktycznie był. "Nawigator w trakcie zniżania na ścieżce (...) nie wykonał całego szeregu ważnych działań, związanych z zapewnieniem bezpieczeństwa lotu" – pisze MAK.

Jako kolejny błąd wytknięto podejście do lądowania z użyciem autopilota. – W sytuacji, kiedy na lotnisku nie było systemu naprowadzania (ILS – red.), nie jest to przewidziane – tłumaczyła Tatiana Anodina, szefowa MAK.

 

 

Komitet stwierdził, że tylko Protasiuk znał język rosyjski na poziomie wystarczającym. "Najprawdopodobniej, pozostali członkowie załogi nie władali językiem rosyjskim w stopniu dostatecznym" – stwierdza.

Raport wskazuje małe doświadczenie załogi. Protasiuk podczas całej kariery tylko sześć razy podchodził do lądowania z wykorzystaniem systemu NDB (radiolatarni). Poza tym MAK zgłosił wątpliwości do kursu teoretycznego na licencje pilota liniowego, który Protasiuk odbył w 2005 r. w ośrodku szkolenia PLL LOT. Raport sugeruje, że szkolenie mogło być fikcyjne, bo w tym samym czasie pilot wykonywał też loty operacyjne.

 

 

MAK uznał, że szef protokołu dyplomatycznego Mariusz Kazana, gen. Andrzej Błasik i "Główny Pasażer" (jak w raporcie MAK określił prezydenta Lecha Kaczyńskiego) wywierali presję na załogę, by lądować mimo fatalnych warunków pogodowych. Aleksiej Morozow, szef komisji technicznej MAK, na konferencji przytaczał wypowiedzi nawigatora: "On się zdenerwował". Nie wiadomo jednak o kim mówił nawigator.

Komitet uznał, że Protasiuk był podatny na naciski. Powodem była m.in. "obawa przed karą ze strony wyższych przełożonych w przypadku nie wylądowania na lotnisku nakazanym i odejście na lotnisko zapasowe".

MAK przytoczył też słowa gen. Błasika mające świadczyć o nacisku: "Nie wiem, ale jeśli tutaj nie wylądujemy, on będzie się mnie czepiać". Jako dodatkowo obciążający fakt uznano wykrycie w organizmie generała 0,6 promila alkoholu.

Komitet stwierdził przy tym, że nie ma żadnego zapisu głosu prezydenta, który – jak sugerowano wcześniej – miałby osobiście naciskać na załogę.

Raport MAK broni kontrolerów, którzy 10 kwietnia sprowadzali Tu-154. Kilkakrotnie podkreślono w dokumencie, że informacje dotyczące złych warunków pogodowych, jak i komendy przekazywane przez ppłk. Pawła Plusnina, jak i mjr. Wiktora Ryżenko załodze tupolewa, były prawidłowe. Pozwolili oni polskim pilotom zejść tylko do 100 m. Raport wskazuje, że nie było zgody na lądowanie. A ze względu na cywilny charakter lotu wieża nie mogła było tego zakazać.

Eksperci MAK umniejszają też rolę, jaką w podejmowaniu decyzji na wieży lotniska odegrał płk Nikołaj Krasnokutski, który został tam specjalnie oddelegowany na ten dzień z jednostki w Twerze. Według Rosjan nie wpływał na żadne decyzje podejmowane przez kontrolerów. MAK nie wyjaśnia jednak, jaką rolę pełnił w wieży kontrolnej.

Tymczasem polscy eksperci, którzy stworzyli uwagi do raportu, sugerowali, że płk Krasnokutski faktycznie dowodził na wieży.

Według Komitetu wpływu na tragedię nie miał również stan techniczny lotniska (m.in. uszkodzone oświetlenie pasa). Podkreślano, że system NDB działał prawidłowo, a wyposażenie lotniska było identyczne zarówno 10 kwietnia, jak i 7 kwietnia podczas wizyty w Katyniu premiera Donalda Tuska.

 

 

MAK zaakceptował zaledwie ok. 25 proc. uwag, jakie wniosła strona polska. Według polskich ekspertów raport nie spełnia standardów określonych w konwencji chicagowskiej. Wykazali, że kontrolerzy przekazywali załodze tupolewa błędne informacje dotyczące parametrów lotu.

Najpoważniejsze zastrzeżenia polscy eksperci mieli w związku z tym, iż MAK nie przekazał Polsce wielu istotnych materiałów, o które się zwracano. Chodzi m.in. o nagrania rozmów kontrolerów lotów z Tu-154i materiały dotyczące statusu lotniska. Strona polska nie otrzymała też danych dotyczących parametrów lotu Ił-76, który kilkanaście minut przed katastrofą dwukrotnie, bez powodzenia próbował lądować na smoleńskim lotnisku. Dlaczego? "Według strony rosyjskiej analiza tego lotu nie ma żadnego wpływu na badanie przyczyn katastrofy samolotu Tu-154M" – czytamy w dokumencie z polskimi uwagami do raportu.

Te informacje mogą być jednak kluczowe. Ił-76 dwukrotnie uniknął katastrofy. Przy odejściu po pierwszej próbie lądowania skrzydło tego samolotu znajdowało się 3-4 m od ziemi. Za drugim razem Ił-76 przeleciał kilka metrów nad wałem przy płycie postojowej. Polscy eksperci nie mają wątpliwości, że po tych wydarzeniach lotnisko powinno być zamknięte.

 

 

Raport MAK - wersja w języku rosyjskim (pdf)

Winą za katastrofę eksperci Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) całkowicie obciążyli załogę samolotu, którą dowodził mjr Arkadiusz Protasiuk. Jednocześnie stwierdzili, że kontrolerzy pracujący na wieży lotniska Siewiernyj nie dopuścili się żadnych błędów. Komitet uznał bowiem, że lot ten miał charakter cywilny, a nie wojskowy lub cywilno-wojskowy, jak wskazywała polska strona.

Najpoważniejszym błędem załogi ma być podjęcie decyzji o lądowaniu mimo bardzo złych warunków atmosferycznych. Kontrolerzy wskazywali, że widoczność wynosiła 400 m, a pilot polskiego Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku przed Tu-154, że było to 200 m. A tupolew mógł lądować, jeśli widoczność wynosiła co najmniej 1000 m.

Pozostało 88% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!