Krwawa próba sił w Kairze

W centrum Kairu przez cały czas dochodzi do ostrych starć między zwolennikami i przeciwnikami Hosniego Mubaraka. Jak podała telewizja Al-Arabija w nocy zwolennicy prezydenta otworzyli ogień z broni maszynowej do uczestników antyrządowego protestu. Zginęło co najmniej pięć osób, są też ranni

Aktualizacja: 03.02.2011 10:53 Publikacja: 02.02.2011 19:55

Z placu Tahrir, gdzie trwają protesty, do prowizorycznych lazaretów demonstrujący przyprowadzają lub

Z placu Tahrir, gdzie trwają protesty, do prowizorycznych lazaretów demonstrujący przyprowadzają lub przynoszą kolejnych rannych

Foto: AP

[i]Korespondencja z Kairu[/i]

Ponad sześciuset rannych, zginął żołnierz. W bocznych uliczkach przy placu Tahrir, gdzie dochodziło do walk na kamienie, a niekiedy i bezpośrednich starć na pałki i kije, tworzyły się małe lazarety. Karetki nie mogły dojechać do placu, dlatego rannych ratowali demonstranci i mieszkańcy okolicznych domów. Armia próbowała rozdzielać walczących. Na kilka czołgów wdarli się demonstranci. Czołgiści, którym jak wszystkim żołnierzom dowódcy zakazali używania siły, próbowali się ich pozbyć, obracając lufę.

[wyimek]Starszy mężczyzna z czerwoną od krwi arafatką leżał na chodniku[/wyimek]

Obserwowałem prowizoryczny lazaret w uliczce Mahmud Basuoni, przy której po jednej stronie jest wiele zamkniętych teraz na głucho biur turystycznych, sklepików i aptek, a po drugiej duża szkoła franciszkanek.

Co chwilę grupka zdenerwowanych mężczyzn przynosiła tam lub przyprowadzała kolejnego rannego. Student przyciskał zakrwawioną koszulę do twarzy, starszy mężczyzna z czerwoną od krwi arafatką leżał na chodniku, kilku innych siedziało na plastikowych krzesełkach. Przykładali do nóg lub głów szmaty, które co chwilę ktoś polewał wodą z butelek. Ciężej rannym, w tym nastolatkowi z głębokim rozcięciem na twarzy, pomagał lekarz.

[srodtytul]„Kochamy Mubaraka”[/srodtytul]

– Na tej ulicy są sami przeciwnicy Mubaraka. Tego tyrana, którego trzeba wreszcie usunąć – mówił mi staruszek. Towarzyszący mu mężczyźni zaczęli mnie popychać i krzyczeć: „Precz!”. Ich zdaniem każdy człowiek z Zachodu jest współwinny temu, że Mubarak przetrwał u władzy trzy dekady.

Pod pobliskim hotelem Ramses Hilton swoich rannych opatrywali zwolennicy Mubaraka, których przybywało z każdą chwilą. W poprzednich dniach w okolicach centralnego placu Tahrir byli tylko demonstranci domagający się natychmiastowego ustąpienia Mubaraka. Wczoraj od południa w kierunku placu Tahrir zmierzały z różnych części Kairu dziesiątki tysięcy ludzi z portretami prezydenta, wykrzykujących: „Kochamy Mubaraka!”, „Nie ustępuj!”. Wielu docierało mostem z położonej na wyspie na Nilu bogatej dzielnicy Zamalek, wśród nich jeźdźcy na koniach i na wielbłądach, wściekli, że zamieszki wygnały z Egiptu zagranicznych turystów. Jeźdźcy przedarli się potem w kierunku placu i batami bili demonstrantów na placu Tahrir.

– To jest nasz Rais, nasz przywódca. Musi zostać tak długo, jak długo będzie chciał. Od niego zależy pokój. Ci, którzy chcą go obalić, nie reprezentują narodu. Może jest ich milion, ale pozostałe 79 milionów go kocha – krzyczeli histerycznie mężczyźni, którzy otoczyli mnie przy Muzeum Egipskim w pobliżu placu Tahrir.

Ta część centrum stolicy pierwszy raz od kilku dni została całkowicie opanowana przez zwolenników Mubaraka. Zajęli bulwar nad Nilem, estakady i most prowadzący na Zamalek. Podobnie było z drugiej strony placu Tahrir. Wszystko wskazywało na to, że antymubarakowcy zostali otoczeni. Krążyły pogłoski, że ktoś rzucał koktajlami Mołotowa. Po zapadnięciu zmroku nie były to już pogłoski, w kilku miejscach widać było latające płomienie. Kamienie zbierane na ulicy ciskali młodzi mężczyźni, widziałem też starszą kobietę w długiej czarnej szacie i chuście na głowie, która podawała młodym kamienną amunicję.

[srodtytul]Ustąpi, ale nie teraz[/srodtytul]

Opozycja zarzuca Mubarakowi, że kontrdemonstracja była zorganizowana przez jego ludzi. Od rana zwolennicy prezydenta rozsyłali sobie esemesy wzywające do poparcia go na ulicach Kairu. Czy to władze zaplanowały krwawe starcia, do których potem doszło, nie jest jasne.

Do mobilizacji zwolenników Mubaraka doszło kilkanaście godzin po jego przemówieniu telewizyjnym, w którym ogłosił, że ustąpi, ale nie teraz. Nie będzie kandydował w następnych wyborach planowanych na wrzesień. Zapowiedział „pokojowe przekazanie władzy”. I zmiany prawne, które umożliwią demokratyzację.

Uczestnicy promubarakowskich demonstracji domagali się, by zmienił zdanie i nie dopuszczał nikogo innego do władzy. Zanim doszło do walk na placu Tahrir, obserwowałem kłótnię w eleganckiej kawiarni Simonds w dzielnicy Zamalek. Prawnik obłożony gazetami opozycji krzyczał, że Mubarak musi się natychmiast wynosić, bo dręczony latami naród powiedział mu wyraźnie, że ma go dość. Nie zgadzała się z nim rodzina siedząca przy sąsiednim stoliku. – Trzeba mu dać godnie odejść. I tak wiele obiecał, mówiąc, że za kilka miesięcy nie będzie już prezydentem – mówił mężczyzna pracujący w zarządzie hotelu przy lotnisku.

Dystans do wydarzeń zachowują też Koptowie, miejscowi chrześcijanie, którzy według różnych danych stanowią od 10 do nawet 25 proc. mieszkańców Egiptu. Ostatnio nasiliły się na nich ataki, łącznie z zamachami na kościoły, w tym szczególnie krwawy w Aleksandrii w Nowy Rok.

– Lata władzy Mubaraka to najtrudniejszy okres dla Koptów w ostatnim wieku. Ale nasza wiara i rycerski honor nakazują, by nie dobijać tego, kto okazał słabość. Sam zapowiedział, że za kilka miesięcy kończy się jego władza. To dobre rozwiązanie dla wszystkich – powiedział „Rz” Emad Sobhi, Kopt, lekarz specjalizujący się w chirurgii laserowej. Razem odwiedziliśmy w dzielnicy Giza biskupa Teodozjusza, który urzęduje w katedrze Świętego Jerzego pilnowanej przez kilku mężczyzn uzbrojonych w trzonki łopat, młotki i wyglądające jak kosy kije z przyczepionymi taśmą nożami. – Lepiej zmieniać powoli, ale zachowując bezpieczeństwo. I okazywać miłość nawet tym, od których my, Koptowie, tyle wycierpieliśmy – podkreślił w rozmowie z „Rz” biskup Teodozjusz.

[i]Korespondencja z Kairu[/i]

Ponad sześciuset rannych, zginął żołnierz. W bocznych uliczkach przy placu Tahrir, gdzie dochodziło do walk na kamienie, a niekiedy i bezpośrednich starć na pałki i kije, tworzyły się małe lazarety. Karetki nie mogły dojechać do placu, dlatego rannych ratowali demonstranci i mieszkańcy okolicznych domów. Armia próbowała rozdzielać walczących. Na kilka czołgów wdarli się demonstranci. Czołgiści, którym jak wszystkim żołnierzom dowódcy zakazali używania siły, próbowali się ich pozbyć, obracając lufę.

Pozostało 90% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!