[i]Korespondencja z Kairu[/i]
Ponad sześciuset rannych, zginął żołnierz. W bocznych uliczkach przy placu Tahrir, gdzie dochodziło do walk na kamienie, a niekiedy i bezpośrednich starć na pałki i kije, tworzyły się małe lazarety. Karetki nie mogły dojechać do placu, dlatego rannych ratowali demonstranci i mieszkańcy okolicznych domów. Armia próbowała rozdzielać walczących. Na kilka czołgów wdarli się demonstranci. Czołgiści, którym jak wszystkim żołnierzom dowódcy zakazali używania siły, próbowali się ich pozbyć, obracając lufę.
[wyimek]Starszy mężczyzna z czerwoną od krwi arafatką leżał na chodniku[/wyimek]
Obserwowałem prowizoryczny lazaret w uliczce Mahmud Basuoni, przy której po jednej stronie jest wiele zamkniętych teraz na głucho biur turystycznych, sklepików i aptek, a po drugiej duża szkoła franciszkanek.
Co chwilę grupka zdenerwowanych mężczyzn przynosiła tam lub przyprowadzała kolejnego rannego. Student przyciskał zakrwawioną koszulę do twarzy, starszy mężczyzna z czerwoną od krwi arafatką leżał na chodniku, kilku innych siedziało na plastikowych krzesełkach. Przykładali do nóg lub głów szmaty, które co chwilę ktoś polewał wodą z butelek. Ciężej rannym, w tym nastolatkowi z głębokim rozcięciem na twarzy, pomagał lekarz.