Sprawdziłem, że najszybciej dojadę koleją. Nie było od razu pociągu, czekałem jeszcze kilkadziesiąt minut w domu. Wtedy włączyłem telewizor. Uznałem, że pierwszy telefon muszę wykonać do nowo powołanego prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. Pełnił funkcję dopiero od dziesięciu dni, ta sytuacja była dla niego bardzo trudna. W trakcie naszej rozmowy pojawiła się w mediach cząstkowa liczba ofiar katastrofy i czytano wstępną listę ofiar. Musiałem się rozłączyć. Nie byłem w stanie kontynuować tej rozmowy.
O kim pan wtedy pomyślał?
Znałem wiele osób z tego samolotu. Ale szczególnie były mi bliskie trzy. Agata Joanna Agacka-Indecka, prezes Naczelnej Rady Adwokackiej, była moją przyjaciółką z Łodzi. Często kontaktowaliśmy się w sprawie różnych projektów, które przygotowywaliśmy w ministerstwie. Zanim zostałem ministrem, często mnie wspierała, np. gdy startowałem na prezydenta Łodzi – była członkiem mojego komitetu honorowego.
Drugą osobą, z którą byłem bardzo związany, była pani wicemarszałek Senatu Krystyna Bochenek. Dzień przed wyjazdem prowadziła obrady. Zażartowałem, że tak sprawnie to robi, że trudno nam nadążyć. Odpowiedziała, że musi się spieszyć, bo następnego dnia wyjeżdża do Smoleńska. Poznałem ją, gdy jeszcze jako dziennikarka prowadziła na Śląsku spotkania dla osób po chorobie nowotworowej i po przeszczepie szpiku kostnego. Sam w latach 90. przechodziłem taką chorobę, uczestniczyłem w takich spotkaniach. Krysia była dla nas osobą szczególną także z uwagi na taki bezpośredni sposób prowadzenia tych spotkań.
Trzecią osobą był mój niemal rówieśnik – Sebastian Karpiniuk. Prawnik, który we władzach Klubu Parlamentarnego PO zajmował się inicjatywami legislacyjnymi. Często rozmawiałem z nim o naszych projektach.