Ministrowie spraw zagranicznych NATO oraz innych państw uczestniczących w rozwiązaniu kryzysu libijskiego uzgodnili w Berlinie wzmocnienie sankcji wobec reżimu Muammara Kaddafiego.
Sekretarz generalny sojuszu Anders Fogh Rasmussen zapewnił, że operacja wojskowa NATO będzie trwała tak długo, jak będzie to konieczne. – Mamy obowiązek obrony ludności przed brutalnym dyktatorem – powiedział.
Dwudniowe obrady w Berlinie są trzecim w ostatnich dniach międzynarodowym spotkaniem w sprawie Libii. Rozpoczęły się one od informacji dowództwa operacji militarnej, które ocenia, że w wyniku nalotów zniszczeniu uległa jedna trzecia potencjału wojskowego Libii. Od końca marca lotnictwo NATO przeprowadziło ponad 900 ataków na siły Kaddafiego. Coraz trudniej jednak o postęp w tej dziedzinie.
Przedmiotem zakulisowych rozważań była sprawa ewentualnych dostaw broni dla sił opozycji. Zwolennikiem takiego rozwiązania są zwłaszcza Stany Zjednoczone. Wymagałoby to jednak zniesienia embarga wobec Libii. Jest to opcja możliwa do zastosowania w sytuacji, gdy obecna strategia nie przyniesie spodziewanych rezultatów. Zdaniem libijskiego MSZ dostawy broni już się rozpoczęły – w ręce powstańców w Bengazi miały trafić przeciwpancerne rakiety typu Milan z Kataru.
Zapewniał o tym w Trypolisie Chalid al Koemi, wiceszef dyplomacji Kaddafiego. Brak potwierdzenia tych informacji z Kataru. Czwartkowe obrady były pierwszym tego rodzaju spotkaniem w stolicy Niemiec od 1996 roku. W opinii niektórych obserwatorów świadczy to o dążeniu Niemiec do zatarcia negatywnego wrażenia, jakie wywołała decyzja Berlina o wstrzymaniu się od głosu w Radzie Bezpieczeństwa ONZ w sprawie rezolucji 1973, umożliwiającej rozpoczęcie operacji militarnej w Libii. Szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle potwierdził gotowość Niemiec do uczestnictwa w operacji humanitarnej w Libii. Nie wykluczył nawet udziału żołnierzy Bundeswehry w ochronie dostaw środków medycznych lub ochrony uciekinierów.