Czynna napaść na policjantów, niszczenie mienia i udział w zbiegowisku publicznym – pierwsi uczestnicy zamieszek w Zielonej Górze usłyszeli wczoraj zarzuty. Grozi im do dziesięciu lat więzienia. – Mamy dziewięciu podejrzanych. Kolejne zatrzymania to kwestia najbliższych dni – podkreśla Marek Szklarz z zielonogórskiej Prokuratury Okręgowej.
Tymczasem w miejscu, gdzie policyjny radiowóz śmiertelnie potrącił 23-latka, wciąż gromadzą się ludzie i płoną znicze. Miasto huczy od plotek. Pojawiają się informacje o marszu milczenia i wielkiej demonstracji z udziałem kibiców spoza Zielonej Góry: podczas czwartkowego pogrzebu Krzysztofa S. lub przy okazji planowanych na niedzielę zawodów żużlowych. – Nic takiego nie organizujemy – zapewnia Kajetan Hozakowski, szef Stowarzyszenia Kibiców Tylko Falubaz.
Fani zielonogórskiej drużyny, z którymi rozmawiała "Rz", też twierdzą, że w mieście powinno być spokojnie. – Prosiła o to rodzina Krzysztofa – mówi jeden.
Mimo to policja pozostaje w najwyższej gotowości. – Każdy sygnał traktujemy poważnie. Nasze siły w Zielonej Górze zostały wzmocnione – podkreśla Sławomir Konieczny, rzecznik gorzowskiej komendy wojewódzkiej. – Policjanci starają się nie rzucać w oczy. Nie chcemy, by mieszkańcy mieli poczucie, że żyją w oblężonym mieście.
Dramat w Zielonej Górze zmienił kalendarz kampanii wyborczej. Rajd po województwie lubuskim odwołał premier Donald Tusk. – Nie ukrywam, że na środę mieliśmy zaplanowaną wizytę w Zielonej Górze, Gorzowie, w innych miastach tego regionu – przyznawał przed południem w Polsat News rzecznik premiera Paweł Graś. Po południu szefowa regionalnych struktur PO Bożenna Bukiewicz potwierdziła "Rz", że Tusk nie przyjedzie.