Władze libijskie zapowiadają, że wybory w tym kraju odbędą się za mniej więcej osiem miesięcy. Na razie rządzić będzie Narodowa Rada Libijska, składająca się z przedstawicieli różnych sił, które połączyła walka z reżimem Kaddafiego. W skład Rady wchodzą socjaliści, liberałowie, islamiści, a także byli oficjele reżimu, którzy zdradzili dyktatora po wybuchu powstania.
We władzach dominują politycy, którzy wydają się zwolennikami demokracji w stylu zachodnim, ale wśród powstańczych komendantów jest wielu islamistów. Szef Rady Abdel Dżalil Mustafa stara się łagodzić napięcia pomiędzy różnymi frakcjami. Zapowiada, że ustawodawstwo nowej Libii będzie oparte na prawie islamskim, ale „nie w skrajnej formie". – Jesteśmy narodem muzułmańskim wyznającym tolerancyjną wersję islamu i utrzymamy to – podkreśla.
Wielu komendantom nie podobają się członkowie Rady paradujący w garniturach i demonstrujący zażyłość z zachodnimi przywódcami. – Powstańcy przelali krew, by wyzwolić Libię od Kaddafiego. Nie będziemy teraz tolerować nowej grupy ludzi działającej tak jak on, by zadowolić Zachód – powiedział Abdallah Musa, komendant milicji Souq al Dżumma. Zaznaczył, że jego oddziały są uzbrojone po zęby w broń zdobytą w koszarach armii Kaddafiego.
Za umiarkowanymi politykami też stoją jednak potężne grupy zbrojne – uformowane na postawie przynależności plemiennej. W komentarzach pojawia się czasem widmo Libanu z lat 80. Kraju pogrążonego w nieustającej wojnie pomiędzy różnymi frakcjami.
Wielu obserwatorów podkreśla, że oddziały wyraźnie islamistyczne stanowią tylko część armii powstańczej. Emblematy większości grup zbrojnych nie są religijne. Odnoszą się głównie do miejscowości albo regionów, z których pochodzą bojownicy. Część samych islamistów dystansuje się też od al Kaidy i podkreśla, że wzorem do naśladowania są dla nich nie talibowie z Afganistanu, ale rządząca w Turcji umiarkowana islamska Partia Sprawiedliwości i Rozwoju.