Jak dowiedziała się "Rz", inicjatorem raportu był ambasador Wielkiej Brytanii – co ciekawe, sam będący pochodzenia żydowskiego – Matthew Gould. Uzyskał on poparcie tradycyjnie propalestyńskich państw skandynawskich. W pierwotnej wersji dokumentu znalazło się stwierdzenie, że Izrael prześladuje 1,5 miliona mieszkających na jego terytorium Arabów, oraz wiele związanych z tym faktem rekomendacji dla Brukseli.
Autorzy postulowali, by sprawa sekowania izraelskich Arabów stała się priorytetem wspólnej unijnej polityki wobec państwa żydowskiego. Przedstawiciele krajów Wspólnoty mieliby obowiązek poruszać ją podczas wszystkich oficjalnych spotkań z Izraelczykami. Ostro reagować na każde wymierzone w Arabów działania władz oraz zachęcać swoje firmy do inwestowania w arabskich częściach Izraela.
Jeżeli państwa Unii prowadzą wspólne projekty edukacyjne z Izraelem, to priorytetem powinno być nawiązywanie kontaktów ze szkołami arabskimi. Każda unijna ambasada powinna również "adoptować" jedną arabską wioskę lub miasto, aby mieć nad nią pieczę. Dokument planowano w tej formie wysłać do Brukseli, gdzie miał zostać skierowany do akceptacji przez radę szefów dyplomacji państw UE.
Plany te pokrzyżowały Polska oraz wspierające ją Czechy i Holandia. Na ich wyraźne żądanie część raportu, zawierająca rekomendacje, została z niego usunięta. – Dyskusja na temat tego dokumentu miała rzeczywiście miejsce. Niektóre zawarte w nim sugestie uznaliśmy za zbyt daleko idące – powiedziała "Rz" ambasador RP w Tel Awiwie Agnieszka Magdziak-Miszewska.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się "Rz", Polska uznała, że brytyjskie pomysły są zbyt dużą ingerencją w wewnętrzne sprawy Izraela. – Wyobraźmy sobie, że w latach 90. ambasadorzy Unii w Warszawie opracowaliby taki raport o naszej mniejszości litewskiej. I każda ambasada "adoptowałaby" jakąś litewską wioskę na terenie RP. To byłoby niedopuszczalne – powiedział "Rz" chcący zachować anonimowość polski dyplomata.