– Jeśli władze naślą na nas policję, tym lepiej, takie sceny pokaże każda telewizja – mówi organizator protestu Krzysztof Wieczorek, szef firmy Prod Rem, która po kilkumiesięcznej pracy za darmo stoi na krawędzi bankructwa.
Przedsiębiorcy winią miasto i inwestora stadionu spółkę Wrocław 2012 za brak nadzoru nad przepływem pieniędzy od generalnego wykonawcy niemieckiej firmy Max Bögl do podwykonawców. Pierwszy raz zablokowali stadion w ubiegły czwartek. Postawili wówczas władzom Wrocławia pisemne ultimatum: do 5 czerwca powinny rozpocząć się rozmowy w sprawie rozliczenia prac.
Miasto i spółka rozmów nie podjęły, dlatego dziś przed stadionem ma stanąć 60 pracowników. Ale przed meczami ma się pojawiać ponad 200 z 30 firm, które domagają się łącznie 18 mln zł. – Nad formułą blokady będziemy jeszcze dyskutować – mówi Wieczorek.
Rzecznik spółki Wrocław 2012 Magdalena Malara tłumaczyła „Rz", że Max Bögl otrzymał pieniądze za wykonane prace na podstawie dokumentów potwierdzających rozliczenie się ze swoimi wykonawcami. – Ale w dół (czyli rozliczenie wykonawców z ich podwykonawcami – red.) to już nie działało, a my nie mieliśmy wpływu na kontrakty zawierane na tym szczeblu – mówiła.
W kwietniu Max Bögl próbował zastosować podobny mechanizm wobec swego podwykonawcy Imtechu, który zalega z płatnościami m.in. wobec firmy Acel z Gdańska. Skończyło się na zerwaniu kontraktu.