Ostatnia decyzja liderów PO w sprawie projektu ustawy o in vitro wygląda jak gra na zwłokę. Z początkiem września w klubie ma powstać jeden projekt, który połączy to, co wspólne w dwóch projektach bioetycznych Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i Jarosława Gowina, a to, co je różni, ująć w tzw. protokół rozbieżności. Jeżeli autorzy tych rozwiązań nie będą chcieli zgodzić się na zmiany (zwykłą większością głosów), to punkty rozbieżne będą mogli zgłaszać w czasie prac nad ustawą w komisjach.
Można założyć, że od momentu przygotowania „zbieżności" i „rozbieżności" między dwoma projektami PO upłynie kolejnych kilka miesięcy i debata, która rozpoczęła się w 2008 roku, wejdzie w piąty rok dyskusji (wolna amerykanka w sprawie in vitro trwa w Polsce od 1987 roku, gdy urodziło się pierwsze dziecko „z probówki" ). Ta propozycja pokazuje przede wszystkim, jak daleko ekipa Tuska odeszła od sytuacji z 2008 roku, gdy z „namaszczenia" premiera Jarosław Gowin utworzył zespół ekspertów, którego efektem był właśnie projekt ustawy bioetycznej nazywany jego nazwiskiem. Projekt dopuszcza procedurę in vitro, ale zakazuje zamrażania, a w konsekwencji zabijania ludzkich embrionów. Ówczesna ekipa PO liczyła na poparcie Kościoła hierarchicznego, którego uzyskać nie mogła z przyczyn fundamentalnych, w konsekwencji czego nie tylko nie doszło do głosowania dokumentu w klubie, ale także powstał w nim drugi, bardziej liberalny Kidawy-Błońskiej. Efektem prac kolejnego zespołu będzie zapewne projekt bardziej liberalny niż Gowina (być może zgoda na mrożenie zarodków), ale mniej liberalny niż obecny Kidawy-Błońskiej (być może procedura dostępna jedynie dla małżeństw). A że obecny parlament jest bardziej liberalny niż poprzedni, taka także może wyjść z niego ustawa. Niestety, zbyt wielu posłów nie uznaje embrionu za istotę ludzką, której życie podlega ochronie. Uznanie tego najważniejszego argumentu przez Gowina było powodem, dla którego otrzymywał nieoficjalne sygnały wsparcia dla swojego projektu od niektórych członków Kościoła hierarchicznego. Powodem odrzucenia in vitro przez Kościół jest jednak nie tylko tworzenie i uśmiercanie tzw. dodatkowych zarodków, ale fakt, że zapłodnienie nie następuje w akcie małżeńskim i nie jest chroniona godność osoby od momentu jej poczęcia.
W tej chwili w Sejmie są cztery projekty ustawy o in vitro: dwa zakazujące tej procedury (pos. Bolesława Piechy i pos. Jana Dziedziczaka) oraz dwa dopuszczające in vitro w sposób nieograniczony (SLD i projekt Ruchu Palikota), które przynajmniej w części znane są z poprzedniej kadencji Sejmu, ale teraz złożone na nowo. Dlatego, zgodnie z oświadczeniem zespołu do spraw bioetycznych episkopatu wspólnie z prezydium episkopatu z grudnia 2008 roku, wszyscy posłowie, dla których ważna jest ochrona życia, powinni głosować tak, jakby zachodziło „pierwsze unormowanie" prawne sytuacji, a zatem za całkowitym zakazem in vitro. Dopiero w wypadku odrzucenia tego rozwiązania mogą głosować za rozwiązaniami, które „maksymalnie ograniczą szkodliwe aspekty regulacji".