Mecz Holandia-Argentyna

Zamiast widowiska godnego półfinału w meczu Holandii z Argentyną przyszło nam oglądać mord na futbolu popełniony z wyrafinowaną premedytacją.

Aktualizacja: 10.07.2014 23:44 Publikacja: 10.07.2014 23:44

Mecz Holandia-Argentyna

Foto: AFP

„Nudy na pudy" – podsumowuje mecz na pierwszej stronie „Gazzetta dello Sport". Licząc okazje bramkowe, wygrała Argentyna 3:1, choć to Holandia bardziej starała się panować nad wydarzeniami na boisku. W karnych Argentyńczycy też wygrali (4:2).

Bohaterem meczu był Sergio Romero, który wybronił dwa marnie strzelane karne. To on – rezerwowy bramkarz AS Monaco – a nie Leo Messi, dał Argentynie awans do finału.

Wszyscy poza członkami elitarnego klubu miłośników perwersyjnego futbolu, którego prezesem jest Jose Mourinho, mogli sobie śmiało ten spektakl odpuścić. Naturalnie po dwóch po wojskowemu zorganizowanych zespołach trenowanych przez fanatyków musztry nikt nie mógł się spodziewać frenetycznego futbolu, ale czegoś po Messim i Arjenie Robbenie w półfinale mistrzostw świata można było jednak oczekiwać. Niestety, stopa boskiego Leo stanęła po raz pierwszy w holenderskim polu karnym chyba dopiero w dogrywce. Wraz z Robbenem, jeśli biegali, to po peryferiach boiska z co najmniej jednym rywalem na plecach, a dwoma przed sobą.

To był jeden z tych meczów, w których strach przed błędem nie pozwala myśleć o ryzykownym ataku. Królowały kunktatorskie podania do tyłu i desperackie wrzutki na pole karne.

W Sao Paulo toczył się kuriozalny pojedynek o to, kto rozegra piłkę wolniej. Zwycięzców nie było. Przegrał futbol. Na boisku panował sterylny porządek – jak w domu lalki.

Argentyński trener Alejandro Sabella puścił do boju aż czterech napastników, ale nie po to, żeby atakowali. Mieli wyłącznie przeszkadzać. Przyjęta przez obie strony taktyka wpychania kija w szprychy powodowała, że trudno było celnie wrzucić piłkę nawet z autu, a sposobem na zatrzymanie rywala był najczęściej faul.      Zamordowano futbol, wcale nie ostrym narzędziem, lecz podawaną systematycznie trucizną. W małych, ale  skutecznych dawkach. Widowisko w swoim cynizmie było denerwujące i bardzo źle robiło na żołądek.

Futbol skonał w bólach toczony przez 120 minut rakiem catenaccio, zatruliśmy się wszyscy. Dotrwać do karnych można było tylko dzięki przyśpieszającym tętno wspomagaczom.

Wydawało się, że to Holendrzy mają do dyspozycji więcej środków, by wreszcie zacząć grę, ruszyć z zawadiacką szarżą na wroga jak w meczu z Kostaryką. Niestety, woleli czekać na karne. I może dlatego opatrzność pokarała ich za futbol zajęczego serca.

Przed podobnym koszmarem w niedzielnym finale może nas uratować tylko jedno: szybko strzelona niemiecka bramka. Strach też myśleć o tym, co czeka nas w sobotę w meczu o trzecie miejsce między kompletnie rozbitą Brazylią i sfrustrowaną Holandią.

Robben, pytany o to wczoraj, powiedział: „To nieważne. To się nie liczy".

„Nudy na pudy" – podsumowuje mecz na pierwszej stronie „Gazzetta dello Sport". Licząc okazje bramkowe, wygrała Argentyna 3:1, choć to Holandia bardziej starała się panować nad wydarzeniami na boisku. W karnych Argentyńczycy też wygrali (4:2).

Bohaterem meczu był Sergio Romero, który wybronił dwa marnie strzelane karne. To on – rezerwowy bramkarz AS Monaco – a nie Leo Messi, dał Argentynie awans do finału.

Pozostało 86% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity od Citibanku można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Sieć T-Mobile Polska nagrodzona przez użytkowników w prestiżowym rankingu
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!