Rz: Na świecie rekordy popularności bije płyta japońskiej grupy NMB48. Ten liczący 48 osób zespół jest podzielony na drużyny, dzięki czemu może występować jednocześnie w kilku miastach. To typowo japoński pomysł na sukces?
Rafał Tomański:
To nakręca sprzedaż płyt. Międzynarodowe sieci sklepów płytowych, których filie na całym świecie muszą się zamykać, bo nikt nie kupuje już płyt, w Japonii działają znakomicie. A przecież opierają działalność na tych samych zasadach i sprzedają ten sam towar.
Podobnie jak produkty spożywcze...
W Japonii hitem są ostatnio czarne hamburgery. Używają do tego barwników z kałamarnic, a ser jest barwiony węglem. Tylko sałata i pomidory mają normalny kolor. Co ciekawe, nie robi tego lokalna firma, tylko Burger King. U nas raczej by się to nie przyjęło, a tam ludzie ustawiają się w kolejkach. W ogóle japońskie fast foody są inne. Kiedy wprowadzano Windows 7, można tam było kupić hamburgera składającego się z siedmiu w jednym. Można też nabyć najbardziej kaloryczny fastfoodowy zestaw na świecie – składa się z samych frytek i ma ponad 1500 kalorii – albo pizzę, na której dodatkami są hot dogi.