Amerykański dziennik „Washington Post", powołując się na słowa profesora Steva Hanke z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, podaje, że ukraiński rząd masowo dodrukowuje hrywny, ponieważ już nie pozostało nic, co można by było opodatkować. Wszystko dlatego, że ukraińska gospodarka przeżywa poważny kryzys w związku z rewolucją i wojną, która do dziś toczy się w Donbasie mimo, że oficjalnie obowiązuje całkowite zawieszenie broni. Według tych informacji rzeczywisty poziom inflacji na Ukrainie wynosi aż 272 procent.
- Dewaluacja hrywny już przekroczyła 200 procent. Gaz na Ukrainie zdrożał o 60 procent, ogrzewanie o 40 pięć procent, a prąd o 30. Jeszcze kilka dni temu na teranie całego kraju czuć było atmosferę paniki – mówi „Rzeczpospolitej" Ołeksandr Ochrimenko, kijowski ekonomista i szef Ukraińskiego Centrum Analitycznego. – Ludzie, którzy jeszcze pamiętają załamanie systemu finansowego po upadku Związku Radzieckiego, ruszyli do sklepów, by pozbyć się hrywien, kupowali m.in. mąkę, cukier i sól – konkluduje.
Według „Washington Post", tragiczny stan rzeczy jest związany z tym, że Ukraina nadal boryka się z ogromnym problemem korupcji i oligarchią. „Zamiast partyjnych szefów przyszli oligarchowie, lecz korupcja pozostała na tym samym poziomie, a szara strefa gospodarki jest na poziomie 50 procent PKB" – podaje dziennik.
Tymczasem ukraińskie władze zapewniają, że sytuacja będzie powracała do normy po tym, jak Kijów otrzyma pierwszą część kredytu z Międzynarodowego Funduszu Walutowego, który wcześniej obiecał Ukrainie pomoc finansową rzędu 17,5 mld dolarów. Na otrzymanie pierwszej części tego kredytu ukraiński rząd liczy już w marcu.
- Ostateczna decyzja jeszcze nie została podjęta, natomiast mamy nadzieję, że wsparcie to będzie wynosiło około 10 mld dolarów – przekonywał zastępca ukraińskiego ministra finansów Igor Umanski.