Rzeczpospolita: Dokładnie 90 lat temu, 15 czerwca 1925 roku, wygasły polsko-niemieckie porozumienia handlowe zapisane w konwencji genewskiej. Tego samego dnia Niemcy wypowiedziały nam wojnę celną, nakładając na wszystkie towary importowane z Polski wysokie cła. Dlaczego?
Wojciech Roszkowski: Ewidentnym celem Niemców było zduszenie polskiej gospodarki. Mówiły o tym miarodajne źródła, jak choćby gazeta „Frankfurter Zeitung", która napisała, że w porozumieniu z Rosją Polskę należy dobić. Pamiętajmy, że Niemcy i Rosja wyszły z I wojny światowej jako państwa odsunięte od decyzji i „poszkodowane" terytorialnie. Rzesza straciła Pomorze, Wielkopolskę i Śląsk. Celem międzywojennej polityki niemieckiej było więc odzyskanie tych terenów, o czym wprost mówił kanclerz Gustav Stresemann.
Handel z Niemcami stanowił aż 40 proc. naszego eksportu. Czy nowymi cłami Niemcom udało się dobić naszą gospodarkę?
Gospodarkę międzywojennej Polski często wspominamy bez szacunku i z lekceważeniem: że była ona taka słaba i w ogóle się nie rozwijała... Otóż na tym polegał jej fenomen, że w ciągu kilku lat wojny celnej nasza gospodarka poradziła sobie bez handlu z Niemcami. Początkowo koniec eksportu na Zachód był prawdziwą katastrofą dla Śląska, bo do 1925 r. Niemcy kupowały ponad 6 mln ton naszego węgla. Ale z pomocą polskim górnikom szybko przyszli górnicy brytyjscy, którzy w 1926 r. rozpoczęli strajk generalny, dzięki czemu na rynkach skandynawskich nasz węgiel zastąpił brytyjski.
Czyli polska gospodarka nie upadła tylko przez szczęśliwe zrządzenie losu...