To, że Aleksis Cipras nie ma za sobą większości potrzebnej do prowadzenia jego polityki nie jest niczym nowym. Już niejeden raz ten lewicowy premier musiał sięgać po wsparcie konserwatywnej lub socjaldemokratycznej opozycji. W ostatnich dniach głosy z jego otoczenia mówiły o tym, że premier uzna, że definitywnie nie ma poparcia w parlamencie, jeśli za nowym pakietem oszczędnościowym głosować będzie mniej niż 120 posłów lewicy.
Skłócona Syriza
I tak się stało. Po długich nocnych obradach w parlamencie liczącym 300 deputowanych za pakietem oszczędnościowym głosowało jedynie 117 posłów partii premiera - Syrizy. 32 było przeciwko. Nie było to jedyne upokorzenie Ciprasa. Oniemiali politycy opozycji byli świadkami kłótni poszczególnych polityków obozu rządzącego, które opóźniały obrady parlamentu. Szef klubu poselskiego konserwatystów Kyriakos Mitsotakis powiedział nawet z przekąsem, że parlament to nie Komitet Centralny, gdzie lewacy dyskutują o swoich wewnętrznych sprawach.
Można to wszystko wziąć na wesoło lub się zdenerwować. Faktem jest jednak, że tak dalej być nie może. Szef rządu nie może sobie pozwolić na to, by wierna mu połowa partii przekonywała do polityki oszczędnościowej, a druga połowa zakładała "komitety walki" przeciwko "kolonializmowi UE", jak proponuje w międzyczasie zdymisjonowany minister energetyki Panagiotis Lafazanis.
Do tego lider opozycji w czasie debaty parlamentarnej postawił sprawę jasno - od poniedziałku koniec z bezinteresowną pomocą dla rządzących lewaków!
Taktyka Ciprasa
Cipras nie ma innego wyjścia jak rozpisanie nowych wyborów. Nie zrobi tego od razu, lecz poczeka - najprawdopodobniej do końca miesiąca i wystąpi z wnioskiem o wotum zaufania. To sprytny ruch, który zdemaskuje wewnętrzną opozycję w jego partii i obarczy ich odpowiedzialnością za upadek pierwszego w historii rządu Syrizy.