Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej, organizator tragicznego obozu, w specjalnym komunikacie twierdzi, że „człowiek jest bezradny wobec potęgi i sił natury" i zapewnia, że nie było sposobu, by uniknąć nieszczęścia. – Taką burzę dało się przewidzieć i można było przed nią ostrzec – uważa Piotr Żurowski, rzecznik Stowarzyszenia Łowcy Burz.
W obozie w miejscowości Suszek nad jeziorem Śpierwnik w powiecie chojnickim obozowało 140 harcerzy i harcerek. Burza zaskoczyła ich w piątek ok. godz. 23. Zginęły dwie osoby, 37 zostało rannych.
– Obudził nas drużynowy. Zrobił zbiórkę przed namiotami, zobaczyliśmy, że drzewa walają się po ziemi, wszystkie są powywracane. Drużynowy kazał nam biec do miejsca, gdzie jest najmniej drzew – relacjonował w mediach jeden z uczestników.
– Uczestnicy obozu zostali przetransportowani do szkoły w Nowej Cerkwi koło Chojnic – informował w komunikacie ZHR.
Związek tłumaczy, że już kilka lat temu wydał instrukcje postępowania w sytuacjach kryzysowych. Jak mówi „Rzeczpospolitej" Grzegorz Bielawski, rzecznik prasowy Okręgu Łódzkiego ZHR, zgodnie z nią komendant obozu decyduje o ewakuacji, biorąc pod uwagę ostrzeżenia meteorologiczne. – On współpracuje ze służbami ratowniczymi i z przedstawicielami gminy. Wcześniej jest opracowywany plan ewakuacji i ustalane miejsce, a uczestnicy obozu dowiadują się o tym już pierwszego dnia pobytu. Poznają regulamin dotyczący pożar, wody i sytuacji kryzysowych – tłumaczy Grzegorz Bielawski.