Rz: Dokładnie 40 lat temu gazety okrzyknęły panią „Dzieckiem stulecia".
Louise Joy Brown: Jestem zwyczajną osobą. Oczywiście moje narodziny stanowiły niesamowity przełom naukowy, ale chciałabym, żeby wszyscy zrozumieli, iż nie różnię się od reszty ludzi.
A jednak pozostaje pani pierwszym dzieckiem urodzonym z zapłodnienia metodą in vitro. Jak do tego doszło?
Moja matka zjawiła się u lekarza z ciężką depresją. Spędziła dziewięć lat na próbach zajścia w ciążę. Wreszcie trafiła do specjalnej kliniki w rodzinnym mieście – Bristolu. Poinformowano ją tam, że ma bardzo niewielkie szanse na macierzyństwo. Jednak pracujący w tej klinice doktor słyszał o pracy Patricka Steptoe w Oldham i skierował moją mamę do tego programu. Czysty przypadek, że to właśnie ona jako pierwsza z uczestniczek projektu zaszła w ciążę. Udało się to już przy pierwszej próbie.
W jaki sposób, poza samymi narodzinami, wpłynęło to na pani życie?