W teorii państwa rozróżnia się rozmaite interpretacje jego istoty, zadań i funkcji. Próbowali zdefiniować to starożytni, od Konfucjusza przez Arystotelesa po Cycerona. Kolejne pokolenia nie uznawały ich odpowiedzi za wystarczające. Na nowo więc definiowano państwo, szukając zarazem klucza do umysłów współczesnych. Zanim jednak przyszedł Rousseau z jego dość nowoczesną koncepcją umowy społecznej, popularność zdobył Jean Bodin, który szukając zrozumiałego objaśnienia dla istoty państwa, porównał go do rodziny.
To właśnie rodzina najlepiej ilustrowała mechanizm funkcjonowania państwa. Z władcą na czele, spojona więzami krwi, z jasnym podziałem zadań i obowiązków. Opoką państwa była władza sprawowana przez pater patriae – ojca ojczyzny – a jego podstawą – religia. Archetyp Boga Ojca świetnie wpisywał się w ten model. Skoro władza pochodziła od Boga, a wszyscy byli dziećmi Adama i Ewy, to największym jej wrogiem byli ateiści i inni spoza nacji-rodziny.
To nie koniec absolutyzmu?
W XVI wieku koncepcja ta odegrała pozytywną rolę. Integrowała ówczesne państwa, położyła podwaliny pod państwo narodowe, budowała jednolity system władzy państwowej. Do Polski przywiózł ją – wraz z królem Henrykiem Walezym – kanclerz Jan Zamoyski, który bywał na dworach światowych i interesował się doktryną państwa.
Wydawało się, że odeszła wraz z monarchią absolutną i feudalnym porządkiem rzeczy. Ku zdumieniu niektórych ożyła w XX wieku, kiedy Hitler odwołał się do więzów krwi, a bolszewicy wrócili ku kultowi przywódcy. Nie umarła wraz z klęskami jej wyznawców. Odradza się do dziś w postaci ruchów narodowych, nadzwyczajnej roli przypisywanej liderom/wodzom w historii i w polityce.
Odnajduję ją także w dzisiejszej Polsce. Z kultem Piłsudskiego, który ma żyrować obecnych przywódców i legitymizować – nieobecną ustrojowo – funkcję naczelnika państwa. Z przymiotnikiem „narodowy", który zawiera ważny komunikat – to nasze, nie oddamy nikomu. Nawet jak gdzieś przynależymy (NATO, Unia Europejska), to filozofia wyłożona swego czasu przez Kazimierza Grześkowiaka („co je moje, to je moje, a co twoje, to tyż moje") nadal jest aktualna i nie może być w żaden sposób podważana.