Piekło blisko nieba

Bogdan Wenta, trener reprezentacji Polski w piłce ręcznej, specjalnie dla „Rzeczpospolitej” o zbliżających się mistrzostwach Europy, nogach na ziemi, szczęściu, arogancji, konfliktach i znajomości z Josepem Guardiolą

Aktualizacja: 14.01.2010 02:30 Publikacja: 14.01.2010 00:32

Bogdan Wenta

Bogdan Wenta

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki

[b]Do sukcesu w piłce ręcznej potrzeba dużo szczęścia?[/b]

[b]Bogdan Wenta:[/b] Mieliśmy je w ubiegłym roku. Rzut Artura Siódmiaka w ostatnich sekundach meczu z Norwegią, który dał nam awans do półfinału mistrzostw świata, przeszedł do historii. Moje słowa o 15 sekundach też, ale już mnie skrytykowano parę razy, że niby mi odbiło i uważam się za najmądrzejszego, więc nie chcę tego wspominać. Po tamtym meczu pierwszy powiedziałem trenerowi Norwegów, że wiem, jak musi się czuć. Przecież gdyby nam się nie udało, ludzie śmialiby się ze mnie, że bzdury opowiadam. Następnego dnia w Zagrzebiu na treningu dużo było żartów. Chłopcy kazali Siódmiakowi rzucić tak jeszcze raz. Rzucił i nie trafił, wszyscy umierali ze śmiechu. Rzucił drugi raz, nie trafił i była cisza. Za trzecim razem piłka się wturlała tak powoli, że przeciwnik na pewno zdążyłby ją złapać. Chwil radości nikt nam nie zabierze, ale wtedy zdaliśmy sobie sprawę, co tak naprawdę wydarzyło się dzień wcześniej.

[b]To, co się wydarzyło, można określić jednym zdaniem: piłka ręczna trafiła pod strzechy...[/b]

Pojawił się syndrom Wembley. Jesteśmy krajem, który żyje przeszłością. Na okrągło puszcza się skoki Małysza, bramkę Laty z Brazylią, uliczkę Bońka w Barcelonie, siatkarzy Wagnera czy teraz te zwycięskie mistrzostwa Europy. A mnie się marzy, żeby każda następna impreza wymazywała poprzednie. Jesteśmy świadomi swojej klasy, jak w tej piosence – „I believe, I can fly” (Wierzę, że mogę latać), ale nie zapominam, że ciągle stoję na ziemi. Sport jest bardzo realny, czasami jesteś w jakimś tunelu, grasz i nie widzisz nic więcej, a droga z piekła do nieba jest krótka. Dwa przykłady: rok temu podnieśliśmy się z kolan, ale gdybyśmy przegrali z Norwegią, bylibyśmy sklasyfikowani na dziewiątym miejscu. W 2008 roku na mistrzostwach Europy pokonanie Danii dałoby nam półfinał. Porażka zostawiła nas na siódmym, dobrym miejscu.

[b]Trudno uwierzyć, że teraz ucieszy się pan z szóstego miejsca...[/b]

Wolałbym więcej, nie stawiam chłopakom planów minimum. Przed poprzednimi mistrzostwami kilku zawodników powiedziało mediom, że jedziemy po złoto i zaszkodziło to interesom drużyny. Jednych taka deklaracja motywuje, inni się załamią myśląc, że rywale są przecież lepsi. Wie pan jak to się skończyło? Pierwszy mecz graliśmy z Chorwatami, którzy sobie te wywiady czytali przed meczem. Tak motywował ich trener. Jeden z zawodników rywali przyszedł do mnie po tamtym meczu i powiedział: „Bogdan, fajny wynik zrobiliście ostatnio. Ale to było raz na 20 lat. A my byliśmy dwa razy mistrzami olimpijskimi, a raz świata”. Te wypowiedzi zostały odebrane jako arogancja. Wolałbym, żeby nas lekceważyli, tak jak Niemcy, z którymi gramy teraz pierwszy mecz (19 stycznia w Innsbrucku – przyp. red.), a którzy jeszcze trzy tygodnie temu pisali, że nie wiedzą, z kim walczą w grupie, bo półfinał mają pewny. My nie zaatakujemy ich po polsku, na hurra, ale wiemy, jak to zrobić, mamy swoje argumenty. Najważniejsze jednak, by pamiętać także o ich argumentach.

[b]Karol Bielecki mówi, że długo nie potrafi pogodzić się z porażką. To nie jest część pana zawodu?[/b]

Byłaby to zbyt łatwa wymówka. Nie wyszło? To po co trenowałeś? Tak samo by nie wyszło, jakbyś nie trenował. Jutro będzie lepiej? No, musi być lepiej, skoro dzisiaj przegraliśmy. Takie tłumaczenie nie jest w moim stylu. Zwycięstwa dają mi niepewność, bo nie wiem, co będzie, kiedy się skończą, a po porażkach znowu musisz się zmobilizować. Długo się uczyłem, by z porażek wyciągać wnioski. Puściłem chłopakom nagrany nasz poprzedni mecz z Niemcami, w którym rywale nas roznieśli. Moi zawodnicy krzyczeli, żebym zatrzymał te urywki, bo nie będą mogli o tym zapomnieć. A ja ich dalej katowałem, bo właśnie mają nie zapomnieć. To ma boleć. Nie umiemy stawiać kropki nad i. Fajnie, że osiągamy ostatnio dobre wyniki, tyle że byliśmy już wicemistrzami świata, a potem zajęliśmy trzecie miejsce, ale na najwyższym podium jeszcze nie staliśmy. W Austrii nie stać nas będzie na potknięcie. Nasi rywale – Niemcy, Szwecja, Słowenia, potem może Francja, Hiszpania... W piłce ręcznej nie może być trudniej.

[b]Długo uczył się pan swojej drużyny, zanim zrozumiał, kto czego potrzebuje do odpowiedniej mobilizacji?[/b]

Trochę czasu to zajęło. Dostałem tydzień temu nagrodę dla najlepszego trenera w Polsce, ale dobrze wiem, że to nagroda dla całej drużyny. Bez tych chłopaków nie byłoby mnie, to nasza wspólna praca. Mógłbym teraz usiąść ze statuetką, stwierdzić, że wolno mi wszystko i zacząłbym tylko pouczać, ale wtedy ktoś powinien kazać mi się wycofać. Mamy przecież w pamięci, co się działo z pewnym trenerem piłki nożnej, który uznał się za autorytet, z którym nie da się rozmawiać. Każdy z nas jest trochę egoistą, ale życie pisze takie scenariusze, że jednego dnia jesteś wszystkim, następnego – niczym. I wtedy łatwiej to znieść, kiedy było się cały czas sobą. Mam nadzieję, że mi nigdy się w głowie nie pomiesza.

[b]Ma pan kogoś w drużynie, kto źle znosi pana krzyki, z kim musi się pan obchodzić jak z jajkiem?[/b]

Nie. Znamy już swoje reakcje, wybryki. Zawsze dziękuję zawodnikom za tolerancję, jaką mają dla mnie. Na szczęście jest też Daniel Waszkiewicz, drugi trener, który jest moim przeciwieństwem. Ale jeśli wszystko wychodziłoby fajnie i bez problemów, to byłoby nudno. Konflikty są jak stres – mogą być motorem, pchać do przodu. Jak nie ma konfliktów, trzeba je wzniecać.

[b]Mieliście konflikt z ZPRP, ale skończył się podpisaniem umowy z nowym sponsorem?[/b]

Kiedy wróciłem do Polski, byłem w szoku, że można przechodzić nad wielkimi problemami tak szybko do porządku dziennego, a po podpisaniu umowy z PGNiG nagle zrobiła się sielanka? To tak nie działa. Nasz konflikt pchnął sprawy do przodu, ale jeśli nie będziemy ze sobą rozmawiać, do niczego nie dojdziemy. Czasami miałem wrażenie, że mamy się spotkać tylko po to, żeby się głaskać. Może warto byłoby się wtedy zastanowić, dlaczego jednak nie zostaliśmy mistrzami świata, albo dlaczego takich mistrzostw nie zorganizujemy. Rozmowy z ZPRP były trudne, żeby nie użyć gorszego słowa, ale o to właśnie chodzi. Okazało się, że na tych krzesłach wcale nie siedzimy tak daleko siebie. Sam prezes przyznał, że protest drużyny przed meczem w Poznaniu, zmobilizował ich do działania. A ja szukam dalej, analizuję, jak niemiecki porządek ma się do polskiego chaosu, jakim jest na przykład Ministerstwo Sportu. Kochamy teraz wszyscy lekkoatletykę, tylko ciekawe, czy Anita Włodarczyk dalej rzuca pod mostem, czy wpuścili ją już na stadion. Tomek Majewski to fajny chłopak, ale jak nie pojedzie na następną imprezę, to co? Skończy się lekkoatletyka? Pasjonujemy się żużlem, a to sport elitarny tylko w naszym kraju. Byłem zszokowany, kiedy przeczytałem, że w Europie siatkówka to sport świetlicowy... A sporty zimowe? Adam Małysz już powinien mieć pomnik, a my narzekamy, że jest w pierwszej dziesiątce. Justyna Kowalczyk to jakiś fenomen, taki talent, który uformował się sam ciężką pracą.

[b]Prezes Andrzej Kraśnicki stwierdził, że pieniądze od sponsora i z ministerstwa wystarczą na całe szkolenie. Naprawdę?[/b]

To jest PR, lobbing, trzeba było pochwalić, dostrzec wszystkich partnerów, tak musi być. Jak oglądam posiedzenia z komisji hazardowej, to też czasami słyszę odpowiedzi niepasujące do pytań. W piłce ręcznej ciągle dużo jest do zrobienia. Kiedy startowałem do konkursu na selekcjonera, spotykam jakiegoś pana z zarządu, a on do mnie: „Boguś, pamiętasz, jak jechaliśmy na obóz do Jugosławii?”. Pytam go, kiedy to było i pytam: „To pan tu jeszcze jest?”. Ten człowiek już nie pracuje, ale związek nie może działać na zasadzie: siedzimy, spotkamy się, podsumujemy. Zacznijmy szukać nowych Szmali i Bieleckich, zróbmy jakieś akcje. Cieszę się, że siatkówka odnosi wielkie sukcesy, obgryzam paznokcie, że wrócił do drużyny Piotrek Gruszka. Tak samo cieszę się, kiedy wygrywają piłkarze, bo jestem Polakiem. Ale z drugiej strony – czasem im zazdroszczę, chciałbym żebyśmy tylko my byli z przodu.

[b]Do drużyny wrócił Mariusz Jurasik, bo nie ma pan nikogo na tym poziomie w całej lidze. Jest tak źle?[/b]

Po olimpiadzie w Pekinie wezwano mnie na dywanik i kazano odmłodzić zespół. A przecież wspólnie z Islandią mieliśmy najmłodszy w pierwszej piątce świata. Ci chłopcy spokojnie pociągną jeszcze kilka lat, ale rzeczywiście przyjdzie czas, że Jurasik już nie będzie grał. Mamy jeszcze kilku zawodników w czołowych klubach Europy, ale jest ich coraz mniej, w lidze nie ma wyzwań. W Kielcach mamy trzecią publiczność w Lidze Mistrzów, mimo że gramy w jednej z mniejszych hal, ale jak ja mam sprowadzić do Vive jakiegoś obcokrajowca, czym skusić? Pieniędzmi? A jak spyta, z kim gramy? Liga jest bardzo słaba, nie ma renomy.

[b]Wygląda pan na bardzo zmęczonego. Źle pan sypia?[/b]

Cały czas oglądam mecze rywali, montuję materiały. Czasami trzeba zobaczyć tylko rzut, czasami całą akcję, przyjrzeć się, jak reagują poszczególni zawodnicy, pokazać im to. Samo się nie zrobi. Czasem postawię sobie pasjansa, żeby odświeżyć mózg, pooglądam telewizję, a potem patrzę, że jest północ, a te płyty leżą i wiem, że muszę pracować. Bywało, że kończyliśmy o szóstej rano. Tydzień temu widziałem, jak pracuje reprezentacja Chorwacji. Nasz sztab ma sześć osób, ich – 14. I to nie są towarzyszący drużynie działacze, tylko ludzie z drużyny. Znowu świat nam odjeżdża. Kiedy jestem na zgrupowaniu, denerwują mnie nawet telefony od rodziny. Żona rozmawia ze mną i nagle uznaje, że to nie ma sensu, bo głową jestem gdzie indziej. Ma rację.

[b]Kiedy ogłosi pan ostateczną kadrę na mistrzostwa? Trzeba skreślić jeszcze dwa nazwiska.[/b]

Mówienie: „nie” przychodzi mi z wielkim trudem. Sam nie znosiłem słyszeć tego słowa, wątpiłem w swoją pracę, w sens tego wszystkiego. Chciałbym zabrać wszystkich, Niemcy tak zrobią, ale my musimy mieć zgodność w rachunkach.

[b]Został pan trenerem roku w Polsce, Josep Guardiola trenerem piłkarskim na świecie. Graliście w drużynach Barcelony w tym samym czasie, znacie się?[/b]

Ja go znam, ale nie wiem, czy Pep mnie pamięta. Często rozmawialiśmy, byliśmy kolegami, chociaż on był trochę młodszy. Trzymałem też z Laudrupem, Stoiczkowem, z Romario trochę mniej, Bakero prawie w ogóle nie pamiętam. Guardiola to był świetny piłkarz drużyny Johana Cryuffa i uważam, że to nie przypadek, jak świetnym jest trenerem. Pilnował pleców Laudrupa, pozwalał mu grać, a sam harował. W systemie Cryuffa musiał poświęcić się dla drużyny, niby się nie pchał na afisz, a jednak spełniał zadania piłkarza Barcelony. W tym klubie nie jest to łatwe, zyskał dużo szacunku. Teraz wie, jak być w cieniu Messiego czy innych gwiazd, ale jednocześnie potrafi to wszystko poukładać. Ten młody człowiek już wszystko osiągnął.

[b]Obaj jesteście bardziej wychowawcami niż trenerami. To wpływ takiego klubu jak Barcelona?[/b]

Nie chcę porównań z Pepem i futbolem, to inne bajki. Nawet nie wiem, jaki ma warsztat trenerski. Ale gra w Barcelonie to wielki obowiązek, obciążenie i presja. Trenerom jest pewnie jeszcze trudniej. Czym ten klub jest dla Katalonii nie zrozumie nikt, kto nie był jego częścią. Pep ma w sobie filozofię tego miejsca, fanatyzm i miłość w genach. Jeśli ktoś powie, że ma łatwe zadanie, zaprotestuję. Nielicznym udaje się prowadzić do sukcesów grupę takich indywidualności.

[i]—rozmawiał Michał Kołodziejczyk[/i]

[ramka][srodtytul]Drużyna wreszcie ze sponsorem[/srodtytul]

Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo zostało sponsorem reprezentacji Polski, która mimo wywalczenia trzeciego miejsca na świecie przez niemal rok grała bez reklam na koszulkach. W październiku zawodnicy wyszli na mecz w koszulkach z napisem – „ZPRP szanuj naszą pracę”. Umowa z nowym sponsorem obowiązywać będzie przez trzy lata. Obejmuje także reprezentację kobiecą i drużyny juniorskie. [/ramka]

[b]Do sukcesu w piłce ręcznej potrzeba dużo szczęścia?[/b]

[b]Bogdan Wenta:[/b] Mieliśmy je w ubiegłym roku. Rzut Artura Siódmiaka w ostatnich sekundach meczu z Norwegią, który dał nam awans do półfinału mistrzostw świata, przeszedł do historii. Moje słowa o 15 sekundach też, ale już mnie skrytykowano parę razy, że niby mi odbiło i uważam się za najmądrzejszego, więc nie chcę tego wspominać. Po tamtym meczu pierwszy powiedziałem trenerowi Norwegów, że wiem, jak musi się czuć. Przecież gdyby nam się nie udało, ludzie śmialiby się ze mnie, że bzdury opowiadam. Następnego dnia w Zagrzebiu na treningu dużo było żartów. Chłopcy kazali Siódmiakowi rzucić tak jeszcze raz. Rzucił i nie trafił, wszyscy umierali ze śmiechu. Rzucił drugi raz, nie trafił i była cisza. Za trzecim razem piłka się wturlała tak powoli, że przeciwnik na pewno zdążyłby ją złapać. Chwil radości nikt nam nie zabierze, ale wtedy zdaliśmy sobie sprawę, co tak naprawdę wydarzyło się dzień wcześniej.

Pozostało 91% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!