W ponad 300 prowizorycznych schroniskach rozsianych po całym Port-au- Prince koczują dziesiątki tysięcy osób. Amerykańskie wojsko i żołnierze misji ONZ nadzorują dystrybucję żywności, koców i wody. W największych slumsach stolicy Cite Soleil tysiące ludzi stały w kolejkach po ryż, fasolę i mąkę. Chociaż od katastrofy upłynęło już 12 dni, do wielu Haitańczyków pomoc wciąż nie dotarła mimo wysiłków organizacji charytatywnych. – Mamy problemy z dystrybucją żywności. Rozwozimy tyle, ile możemy. Potrzeby są tak wielkie, że nie nadążamy – przyznał generał Ken Keen, dowódca sił USA na Haiti. Jego zdaniem sytuacja jednak się poprawia. – Każdy dzień jest lepszy od poprzedniego – podkreśla.
W sobotę zdesperowani mieszkańcy Port-au-Prince bili się o worki z ryżem rozdawane przez amerykańskich żołnierzy. Na ryż czekało 15 tysięcy osób. Światowy Program Żywnościowy ONZ musiał przerwać dystrybucję, gdy zorganizowane bandy zaatakowały dwa pojazdy rozwożące żywność.
Szpital położniczy na przedmieściach Port-au-Prince apeluje o pomoc dla przebywających w nim ciężarnych. Większość z nich głoduje od kilku dni. Według organizacji charytatywnej Plan International pomoc dotarła zaledwie do połowy z prawie 3 milionów potrzebujących.
Rząd Haiti oficjalnie ogłosił w piątek koniec fazy poszukiwań żywych ludzi pod gruzami. Wysiłki ekip działających pod egidą ONZ koncentrują się teraz na udzieleniu pomocy tym, którzy przeżyli. Nie wszystkim Haitańczykom się to podoba. Zwłaszcza że w sobotę ratownicy z Francji, Grecji i USA wydobyli spod zawalonego hotelu żywego 24- letniego mężczyznę. Wismond Exantus spędził pod gruzami 11 dni. Życie zawdzięcza – jak twierdzi – coca-coli oraz rodzinie, która zmusiła ratowników do podjęcia działań poszukiwawczych.
– Decyzja o zakończeniu poszukiwań łamie nam serce, ale została podyktowana zdrowym rozsądkiem – tłumaczyła rzeczniczka ONZ w Genewie Elisabeth Byrs.